Słuchajcie, historia taka, że spędzamy wiosnę i lato na leśnej działce, a w ubiegłe lato zaczał się kręcić w okolicy czarny kot, przychodził niemalże codziennie o stałej porze. Dobrze wyglądał, ale stronił od ludzi. Czasami dawaliśmy mu jedzenie, ale w związku z tym, że wyglądał na dobrze utrzymanego to mysleliśmy, że ma rodzinkę. Pod koniec lata dał się w końcu pogłaskać i okazało się, że jest strasznie miziasty. Zostawiliśmy go tam na jesień i zimę, będąc przekonanymi, że on musi mieć rodzinę. W tym roku gdy tylko wiosną rozpoczeliśmy sezon pojawił się i on, witał nas z nieśmiałością, ale jednocześnie jego traktor miał sporo decybeli. Już nie tylko wpadał ale i zamieszkał przy naszym domku. Tarzał sie na podłodze na tarasie, pozwalał głaskać wszędzie, cudowny słodziak, tydzień temu przyniósł nam w nocy do domu mysz i rzucił na podłogę w kuchni, jestem wegetarianką od ponad 20lat, szalenie smutno było mi z powodu myszki, ale tak się rozczuliłam wtedy tym jego podarkiem, że aż łezka poleciałą. On nas pokochał. Od sąsiadów w okolicy dowiedzieliśmy się, że kot nie ma własnego domu, mieszka w lesie.... więc szybko powstał pomysł, że musimy mu znaleźć dom. Niestety nasza kotka nie zaakceptowała go, przez cały ten okres od kwietnia do teraz była mocno zestresowana jego obecnością, ale to inna historia.... padło na siostrę mojego partnera, ponieważ mają dom z dużym ogrodem pod Kampinosem, doświadczenie z kotami i jedną socjalną kotkę
. Zgodzili się go wziąć do siebie. Kot trafił do nich w niedzielę wieczorem, noc spędził pod łóżkiem. Wyszedł po niecałej dobie, wczoraj go odwiedziliśmy, wydawał się przeszczęśliwy, traktorkował, jadł ze smakiem, ale nie wysikał się, ani nie wykupciał i wymyślaliśmy jak go nauczyć korzystać z kuwety, już miałam pisac o poradę tutaj na forum ale dostałam wiadomość, że kot zwiał. Wcześniej w domku leśnym zauważyliśmy, że kot w zamkniętym pomieszczeniu zachowuje sie jakby miał klaustrofobię, miałczał i szukał wyjścia, gdy tylko uchylaliśmy drzwi mógł spać 3h i nic go nie ruszało. Dzisiaj nad ranem zaczął im skakać na okno i na drzwi, krzyczeć w niebigłosy, oni (nowa rodzinka) chcąc ulżyć kotkowi uznali, że założą mu szelki i wyjdą z nim do ogrodu. Ale on zwiał.
Jestem tak smutna, że gorzej być nie może, dziś pojechałam do Lipkowa, rozwiesiłam plakaty, rozmawiałam z sąsiadami. Stwierdziłąm, że napiszę tego posta, bo może ktoś jest z okolic i przyuważy czarnego eleganckiego kota, około 4-letniego z charakterystyczną dziurą w uchu, po walce, albo po przestrzeleniu śrutem
Być może siedzi gdzieś przestraszony i boi się wyjść, abo błąka się nie wiedząc gdzie jest. Serce mi pęka, chciałam by miał dom, swoją rodzinkę kochającą, a wyszło inaczej.
Jeżeli macie jakieś pomysły co robić, będę wdzięczna za każdą pomoc. Kot został jeszcze w niedzielę zaczipowany.