Adaptacja Pandy / Olo
Napisane: Czw cze 11, 2020 9:15
Witam wszystkich, to mój pierwszy post mam problem z dwoma kocurkami. Jednym opiekuje się od 2 miesięcy Hugo, porzucony przez matkę, koci katar, dobra osoba przygarnęła i szukała mu domu po miesiącu ja go wzięłam. Hugo ma około 7/8 miesięcy. jest niewykastrowany bo weterynarz powiedziała, że jak zauważę pierwszy mocz o drażniącym zapachu to go przywieźć. Ustaliłyśmy, że do końca czerwca na pewno to się zdarzy. Dwa dni temu pod moim samochodem zauważyłam kotka mniej więcej wielkości mojego Hugonka, Miałam ciasteczka psowe dla yorka (brat ma ) kotek rzucił sie na nie, dałam drugie również, no i po pierwszym odruchu ucieczki dał się pogłaskać, wzięłam na ręce niechętnie pozwolił bo chciał ciasteczko, Żal mi się go zrobiłam i pomyślałam, że jak da się zanieść do domu to go nakarmię i może zostawię dla towarzystwa dla mojego kota. Przyniosłam trzymałam na rekach i mój kot radosny chciał obwąchiwać, nowy zaczął syczeć, mój zdziwiony, a po chwili rozpętała sie pandemia, nigdy nie słyszałam takich odgłosów u moje kota wręcz nieludzkie wycia i tony. Ten z moich rąk się wyrwał rzuciły sie na siebie ja broniłam nowego przed moim bo chyba mój był agresywniejszy, cała nogę miałam do krwi podrapaną, narzuciłam na mojego koc i wyniosłam do sypialni, zostawiłam i zamknęłam drzwi. Nowego kota do drugiego pokoju, szybko zrobiłam mu miejsce, postawiłam miseczkę z wodą, karmą sucha i z mokrą, położyłam kocyk. Kotek miły, spokojny, zjadła z apetytem widać było, że jest bardzo głodny, potem spał. Na drugi dzień chciałam nowego do weterynarza ale niestety kastracja i to po wyproszeniu dopiero 19 czerwca, a mój Hugo 5 lipca. Jak przetrwać do tego czasu? Robię tak jednego z kotów wypuszczam na całe mieszkanie, drugi zamknięty i tak na zmianę. Jak wypuszczam to często koczują pod swoimi drzwiami, a potem obwąchują resztę mieszkania. Następnego dnia wypuszczałam jednego na balkon, drugi w mieszkaniu obserwował i zmiana miejsca, potem drzwi uchylone i przez ta szparę obwąchiwali się ale mój Hugo chciał łapa dosięgnąć nowego. Dzisiaj jednego nosiłam otulonego w koc aby mi się nie wyrwał, a drugi spacerował po domu a my z tym na ręku obserwowaliśmy i zmiana. Nowy chyba jest łagodniejszy bo cicho pomiaukiwał patrząc na mojego kota. Oddzielnie są kochane kotki, ale chyba nie mogę ich ze sobą bezpośrednio konfrontować bez kastracji. Wczoraj jak zapisywałam do kastracji to poprosiłam o środek na robaki dla nowego, dał taki co wyciska się na skórę na karku. Co radzicie izolacja do kastracji obydwojga, czy próbować wcześniej kontaktu? szkoda, bo jest fajna pogoda mogłyby biegać po całym mieszkaniu i cieszyć się swoim towarzystwem. Hugo chce dużo zabawy, a ja nie zawsze mam dla niego czas, bo pracuję, czasem wychodzę i mam wyrzuty sumienia, że jest sam.