Mineło już sporo czasu od kiedy Julek odszedł do poprzedniej właścicielki, pogodziłam się już z tym. Weterynarz opowiedział mi o telefonie od niej z pretensjami, ze wykastrował jej kocurka bo chciała go wychować w sposób naturalny. Głupia baba, to powinna również ponieść konsekwencje i wziąć na swoje utrzymanie wszystkich potomków swojego kota. Oczywiście weterynarz nie wchodził w dyskusję i uciął jej dywagacje i głupie pretensje. Teraz mam inny problem około miesiąc temu podczas dnia jak wracałam z pracy zawołała mnie sąsiadka, ze jest czarny kotek pod moim samochodem, ze chyba to Julek wrócił, zeszłam z dobrą karmą. Wychylił się spod samochodu, bał się , ale nie mógł się powstrzymać jak rzucałam mu karmę i jadł z wielkim apetytem, wygłodniały bardzo i chudziutki. Nie reagował na imię i na ręce nie dawał się wziąć, przestraszony chował się i uciekał pod inny samochód. Sąsiad poświecił swoja kanapkę z udkiem kurczaka, zniosłam transputer, a on rzucał drobne keski przed , a próżniej do środka powoli się zbliżał, bał się ale w końcu zaczął zaglądać do środka, wsuwał głowę i trochę ciałka, już prawie go mieliśmy ale się wyśliznął i uciekł - ale sporo wsunął jedzonka i brzuszek miał pełen. To nie Julek bo jednak mniejszy i jednak dzikusek. Umówiłam sie z sąsiadem że jak go złapie ,jest wędkarzem- może w podbirak, to ja go wezmę i że ja będę go dokarmiała w tym miejscu. Sasiadka mi kibicuje bo nie pracuje i chodzi 3-4 razy na spacery ze swoim staruszkiem psem na spacery. Meldowała mi, ze jadł, ze był. Wystawiłam na noc klatkę do łapania małych zwierząt-
https://www.pryskaj.pl/pl/p/Pulapka-zyw ... UcQAvD_BwE , kiedyś mały koteczek się w to złapał, ale ten jest wydaje mi się, że jest za duży. Zapadka się zamknęła a kota nie było.
Od tego czasu karmię, czasem go widuje z daleka, czasem z 2 metrów, bliżej nie da się podejść. Raz widział go jak biegł przez ulicę do miejsca gdzie karmię ok. 17.00 i to nie sam ale z drugim takim samym kotkiem, chyba rodzeństwo. Nic jeszcze nie było wyłożone, został i czekał w pewnej odległości. Zaczęłam wykładać wcześniej ok,16.00 i odpuściłam sobie tego kotka, może z czasem się zbliży, Postanowiłam, że będę dokarmiać, ale ta ulica nie daje mi spokoju. Od 2/3 dni sąsiadka mi powiedziała, ze jakiś spory kot biało-karmekowy wyjada to jedzenie co wykładam. A dziś w nocy ok 4.00 nad ranem obudził mnie lament koci, płacz, przy zamkniętym oknie usłyszałam, 3 piętro, Otworzyłam okno jeszcze głośniejsze zawodzenie. Zeszłam na dół w piżamie z jedna saszetką jedzenia, dwa czarne kotki szukały jedzenia koło krzaczka przy moim samochodzie . Dałam ta saszetkę, poszłam i przyniosłam jeszcze jedną oraz sucha karmę, odskoczyły, wysypałam i odeszłam, rzuciły się na to jedzenie wygłodniałe.
Do tej pory słyszę lament jednego kotka, drugi jest bardziej wycofany i trzyma się z tyłu tego bardziej odważnego. Chyba wzięłabym te dwa kotki razem, szkoda mi ich, widać, że są zżyte, może rodzeństwo. Jak nie będzie można ich rozdzielić, szukałabym jednemu dom, to by zostały u mnie. Co ja mam robić, jak złapać dwa razem, jaka klatka? Jak złapie się jeden to drugi już nie przyjdzie bo będzie przestraszony, To miejsce jest bardzo ruchliwe, miejsca parkingowe, 2 metry od klatki , ludzie dzieci przechodzą osoby z psami, spory ruch podczas dnia, one podchodzą z drugiej strony strony, chowając się w trawie. Nie wiem jak sobie z tym poradzić?