No więc ujoza.
Kai oko się leczy, zwłaszcza odkąd w poniedziałek pani z apteki przyniosła mi właściwe kropelki bo się pomyliła...
W pracy nadal sajgon i pożar w burdelu oraz "wiele nas a jakby niewielu tu było" że tak strawestuje Mistrza Jana. Co nie wpływa rewelacyjnie ani na moje zdrowie, ani ogarnięcie życiowe. Ale się turlamy.
Odzia wykupkala do końca złogi i przy myciu tyłka ani nie zrobiła mi szram, ani nie pogryzła, ani żadną inną akcją nie sprawiła, żebym tego pożałowała. A to jest asertywny kotek, więc chyba jej też już zawadzało a domyc się nie dawała rady.
Zewnętrznie mnie dołuje masakrycznie to, co się dzieje na naszej wschodniej granicy. I ten wulkan co wybuchnął na La Palma - masa ludzi straciła dobytek i dach nad głową oraz często szansę by być w stanie odbić od dna za jakiś czas. Będzie pomoc rządu hiszpańskiego i kanaryjskiego, ale .... I teraz dla pełni szczęścia jeszcze kociątko, które znajomy przywlókł do domu z ulicy ma wg wszystkich objawów pp. A wyszło to w sobotę w nocy oczywiście, w 4tym dniu jego pobytu u nich w domu. Tak, mają inne koty. Tak, zaszczepione. Tylko raczej zieloni w cięższe kwestie kocie.