Generalnie prócz pożerania dużej ilości karmy i debilnych pomysłów (przez co do piekarnika, bo jeszcze nie nauczył się otwierać chowam masło w maselniczce, pieczywo i krówki) to on nie jest kosztowny - dostaje laktulozę i tyle (no i masło, smalec gęsi i jak bardzo żebrze to może wylizać patelnię po omlecie/rybie etc. Na jego kastrację wydałam 100 zł (to, co od Was dostałam pokryło to) i 150 na diagnostykę w przyśpieniu.
Generalnie bardzo przeżywam żałobę, nie mogę się pogodzić ze śmiercią Hesia. A fakt, że ja poniekąd wyznaczyłam ten koniec nie pomaga. Mimo świadomości, że było coraz gorzej i że wg wetki w ciągu kilku dni guz by się rozpadł a skóra popękała... Tylko to był taki cudowny, kochany pieseł, taki radosny i otwarty
. Strasznie mi go brakuje, potwornie. Co przerzuca się na jazdy z jelitami, przez co o marszach raczej mogę zapomnieć. A dziś do kompletu nerki (głównie prawa) napieprzają mnie jak dzikie. Dbam o te wszystkie nawodnienia i inne takie, ale mnie szlag trafia. No i co? i psińco. W ramach wsparcia dla poszkodowanych przez debilne pomysły rzundu kupiłam piękne cięte chryzantemy - stoją sobie w domu, jak dotąd kotom nie udało się ich zwalić i roznieść w drebiezgi.Koty starają się mnie wspierać, tylko ze względu na konieczne galopy do kibelka jest to dość skomplikowane.