Don Karmelito cały czas dostępny do adopcji. Stan myślę, że bardzo dobry... krzyczy o spacery, sporo je, do kuwetki tylko siusia i tylko w nocy, kiedy nie wychodzimy na spacer. Całą resztę załatwia elegancko w lesie. Dziennie robimy ok. 5 km (dużo? mało?), podzielone na 4 spacery ok. 8, 12, 16 i 20, czyli ok. 1-1,5 km jednorazowo. Po prawdzie, on najchętniej wcale by nie wracał, zawsze się "kłóci" miaucząco, jak go ciągnę pod furtkę
.
W poniedziałek wysmyknął się z szelek (przyznaję, że bardzo luźno je zakładałam, mea culpa) i sprintem pognał przez las, no a ja za nim... dorwałam go w krzakach śnieguliczki wielce z siebie zadowolonego. Ale wiedział, gdzie iść, bo popędził prosto w stronę domu (krzaczory mam w zasadzie tuż za płotem).
Trochę jest z niego księżniczka Disney'a, bo zawsze spotkamy jakieś ciekawe stworzonko w lesie. Sarenki, również jeszcze cętkowane maluchy à la Bambi, dzięcioły zielone (nawet nie wiedziałam, że takie są w mojej okolicy), dudki (ditto), olbrzymie jelonki rogacze (chrząszcze) i całą masę bardziej popularnych stworów (sójki, sroki, wrony, zaskrońce, padalce, itp.).
Od czasu do czasu podaję mu laktulozę (grubsze potrzeby zwykł załatwiać z rana, jeśli widzę, że gdzieś przysiada bez sukcesów, po powrocie ze spaceru dostaje laktulozę i tak co kilka godzin, aż zrobi, co potrzeba). Ogólnie nie ma problemów, ale raz zmuszona byłam nakarmić go suchym jedzonkiem, bo odmówił puszkowanej Feringi z królikiem, a nic innego nie miałam w domu... i przez dwa-trzy dni nie było regularności.
Karmel na wyprawie:
I zasłużony odpoczynek po:
Przyczajony tygrys:
Tutaj po odłuchaniu własnych miauków nagranych telefonem (oburzenie):
Taaak, tak... bardzo śmieszne: