anka1515, tamta pyralgina była podana sporo wcześniej.
Yocia pisze:Można. Opioidy są bardzo bezpieczne dla kotów nerkowych, metadon nie wymaga redukcji dawkowania u nich. Stosuje się je u nich rutynowo. I nie tylko jako lek do znieczuleń - także w celu zniesienia silnego bólu. Na marginesie, z tego co pamiętam podwyższone było tylko SDMA - to za mało, żeby mówić o kocie, że był nerkowy.
Było też USG i jonogram. Jonogram gdzieś tam wcześniej wisi w wątku, USG nie ma i nie będzie, bo mają je na płycie, a sprzedali kompy żeby mieć na lek dla Synusia, także nidyrydy. Ja za daleko mieszkam, żeby to od nich wziąć i przerzucić. Skoro można, to czemu w ulotce jest, że w przypadku kotów nerkowych nie wolno?
mziel52 pisze:Te dwa pierwsze zdjęcia są mało czytelne, niska rozdzielczość i ruszone.
Dobrze by było krok po kroku opisać przebieg tej wizyty.
Czy postawiono jakąś diagnozę? Ze zdjęcia drugiego wynika, że kot był jeszcze w porządku, w trzecim nagłe pogorszenie.
Kot był leczony na oko, bez potwierdzenia padaczki. A jeśli coś innego działo się w jego mózgu, to mu Bunondol mógł zaszkodzić. Nerki, nawet gdyby mu padły, to pożyłby jeszcze parę dni. Jakie były wskazania do podania tego leku? Dostają go zwierzęta przeciwbólowo, przy chorej trzustce, nowotworach, po zabiegach dentystycznych.
Jak wyglądało pozostawienie kota "na obserwacji"? Czy wet zabrał kota i postawił właściciela przed faktem dokonanym? Dlaczego na to się zdecydował, chociaż życiu kota nic nie zagrażało? I mimo protestów właściciela? Czy już coś kotu zdążyli podać, co pogorszyło jego stan i chcieli to ukryć? czy tylko naciągnąć na kasę? Jakie były wskazania do podania wszystkich tych leków, skoro nie było diagnozy?
Z padaczki się nie umiera, właściciel może sfilmować ileś ataków i posyłać wetowi, niebezpiecznie jest, gdy powtarzają się codziennie czy częściej. A poza tym padaczkę należy odróżnić od tężyczki, która zdarza się kotom z niedoborem/nieprzyswajaniem wapnia. Na to koty natychmiast nie umierają, jest czas na diagnozowanie, zostawiać w szpitalu też nie ma potrzeby.
Co do sekcji, to wydaje mi się, że odpowiedź można uzyskać tam, gdzie będzie ona przeprowadzona. I na pewno nie w tym gabinecie, gdzie go uśmiercili.
Można próbować walczyć o odszkodowanie, bo właściciele ponieśli wielkie straty psychiczne i finansowe, przez niesolidność lekarza, na którego mieli pecha trafić.
Diagnozy brak. Podali jakiś zastrzyk i zabrali kota (Justynie się wydaje, że już się z nim wtedy coś zaczęło dziać), kiedy Piotrek wyszedł na papierosa, została z nim sama Justyna. Jak Piotrek wrócił i zaczął się burzyć, to wetka powiedziała mu, że zaszkodzi kotu i że nie może go zabrać. Nie pozwolili im się zobaczyć z kotem, powiedzieli, żeby wrócić kolejnego dnia. Piotrek się nie zaparł i tego teraz bardzo żałuje. W ogóle patologiczna sytuacja, ale z tego co się zorientowałem na temat tej lecznicy, wcale nie pierwsza tego typu...
Także tak, można powiedzieć, że postawiono właścicieli przed faktem dokonanym. Nie wiadomo, czemu się zdecydowali, chociaż mówili, że życiu Synusia nie zagraża niebezpieczeństwo - wetka stwierdziła, że lepiej, żeby poczekał na konsultację z neurologiem do poniedziałku u nich. Nie powiedzieli też, co mu podano. Nie powiedzieli nic na temat wskazań do podania leków. Gdybym tam był, to odebrałbym kota od razu, bo już by mi to śmierdziało sytuacją, którą miałem kiedyś z Bobim... Jeżeli komuś ciężko uwierzyć, to odsyłam do opinii o tym miejscu. Łatwo znaleźć w internecie. Znajoma z tego forum pogrzebała po swoich znajomych i potwierdziła, że skrajnie paskudne miejsce.
Co do reszty nie wypowiem się, bo się nie znam. W sensie co do padaczki. Sekcja to sprawa otwarta póki co, jeżeli znajdzie się wet, który zdecyduje się ją przeprowadzić i wydać potem ciało kotka, to pewnie się zdecydują. Co do odszkodowania, to już cywilka, nie izba lekarska, najpierw by trzeba do izby, co nie?
W tym wszystkim najbardziej jednak chodzi o to, jak zostali wszyscy potraktowani...