Nie zostawiać. Po moim doświadczeniu każdemu będę doradzać, żeby bezwzględnie wycinać.
Opiszę Ci historię mojego kocurka, może Cię troszkę uspokoi. Mój Maksiu miał 13 lat, kiedy miał usuwanych 5 (!) zmian. I nie, to nie jest moje zaniedbanie, że pozwoliłam zmianom rosnąć, a niewiedza weterynarzy. Kiedy Maksiu miał 11 lat urosły mu w kilku miejscach na skórze takie jak gdyby kurzajki. Pokazałam to weterynarzowi, który stwierdził, że to są tzw. zmiany starcze, wiele starszych kotów to ma, zmiany są łagodne i z tym się nic nie robi - czym mnie uspokoił, w końcu byłam u fachowca.
Zmiany, chociaż dość powoli, ale zaczęły się powiększać. Pokazywałam to kolejnemu wetowi, który też sprawę zbagatelizował.
W końcu trafiłam do trzeciego (na łapce z tej krosty zrobiła się już ranka) i ten zdecydował, że na cito z tej zmiany bierzemy wycinek na cytologię. Wynik mnie załamał: mięsak złośliwy! Moja rozpacz była ogromna, bo minęło 2 lata od powstania zmian i mojej wędrówki po wetach. Ale nie było czasu na rozpacz, decyzja nowego weterynarza (który okazał się świetnym chirurgiem i to on uratował życie Maksiowi) była taka, że wycinamy wszystkie zmiany – było ich 5, w różnych miejscach i z różnym stopniem wielkości. Pierwsze co przed zabiegiem zrobiliśmy to badania krwi i rtg czy nie ma przerzutów. Uff, nie było!
Maksiu był tak pocięty, że nie było go nawet gdzie pogłaskać. Wszystkie zmiany wysłałam na histopatologię, dzięki czemu mam przegląd jak to “idzie”.
Dwie zmiany były duże: ta na łapce przedniej, na śródstopiu (z której już z cytologii wyszedł mięsak) i tu została amputowana część stópki i jeden palec. Druga zmian była na plecach, ta była głęboka i z histopatologii wyszedł... gruczolakorak, też złośliwy!
Dwie pozostałe zmiany, które były jeszcze w postaci tych kurzajek okazały się łagodne, a trzecia z tych mniejszych już szła w kierunku złośliwości, ale została wycięta w całości i z zapasem zdrowych tkanek (tak było napisane w wyniku hist.-pat.)
Wyobrażasz sobie co czułam, kiedy się dowiedziałam, że mój ukochany kotek ma dwa nowotwory złośliwe. Pytałam wtedy nawet mojego chirurga, czy to jest możliwe żeby jeden kot miał jednocześnie 2 nowotwory i czy to się zdarza często – odpowiedział mi, że jak widać możliwe, a jak często to on nie ma takiej wiedzy, bo nikt nie wysyła na badanie w takim przypadku wszystkich zmian, tylko jedną (ze względów finansowych).
Na początku było ciężko. Maksiu miał na łapce założony opatrunek, który bez przerwy ściągał. Założenie kołnierza było dla niego jeszcze większym koszmarem, bo walił głową o wszystko, bałam się że sobie rozwali głowę (jeszcze tylko tego by mu brakowało). Pierwszą noc nie przespałam minuty, bo po zdjęciu kołnierza go pilnowałam, żeby nie kombinował przy łapce, którą bardzo się interesował. Kolejne noce też nie były łatwe...
Ale przetrwaliśmy wszystko. Z piętnem dwóch nowotworów Maksiu żyje, ma w tej chwili ponad 15 lat, a w grudniu ub. roku minęły 2 lata od operacji. Co pół roku robimy badania kontrolne, jak dotąd nie ma nic niepokojącego.
Sytuacja Twojego kocurka pewnie jest troszkę inna, bo zmiana jak piszesz jest pod skórą, u Maksia rosło to na skórze. I u nas nie był to mięsak poszczepienny, bo akurat mięsak u Maksia wyszedł na stopie, a ten poszczepienny chyba umiejscawia się w miejscu szczepienia. Ale uważam, ze ten u Was wcześnie wykryty daje duże szanse.
Nie załamuj się, proszę (wiem, łatwo powiedzieć, też nie spałam po nocach). Będzie dobrze!! Wytnijcie zmianę z zapasem zdrowych tkanek, wcześnie to zauważyłeś, macie olbrzymie szanse!!!
Pozdrawiamy z Maksiem