Nie kuleje, pazurki wyglądają na całe. Siatka w narożnikach jest luźna, gdyż jest przymocowana do konstrukcji daszku nad balkonem, ktora jest szersza niż barierki. Jest pozczepiana w naroznikach, ale gdzieś na tym luzie się mała zaplątała. Chyba nie dalaby rady się wyswobodzić sama. Zawisła plecami do siatki i strasznie krzyczała. Mam nadzieję, że przestanie chodzić po barierce.
Okolo 1.5 miesiąca temu znosiłam pranie ze strychu do mieszkania. Wielkie naręcze prześcieradeł i powłok na kołdry. Poskładałam i miałam jechać z młodymi do galerii na zakupy. Przed wyjściem zawsze "liczę koty".
. Murki nie ma. Sprawdzam wszystkie pomieszczenia, szafy, szuflady, pralkę, zmywarkę, piekarnik. Otwieram kanapy. No nie ma. Powtarzam cykl szukania. Nawołuję. Nie ma. Myślę sobie, poproszę mlodych zeby weszli na górę (3 piętro) i razem poszukamy. Myślę też sobie, może dla spokojności ducha sprawdzę na klatce schodowej. No, ale przecież to niemożliwe. Jednak sprawdzę. Wychodzę na klatkę i wołam Murka, Murka. I co? Rozpaczliwe miau, miau słyszę. Siedziało skulone biedactwo pół piętra i 3 schodki niżej. Szybciutko przybiegła i od tego czasu nie wychodzi na klatkę, a jak Bilbo z Filką wyjdą na chwilę (zawsze robią lustrację kilku stopni w górę jak wracam do domu), to Murka syczy na nie.