» Pt sty 10, 2020 22:40
Po niedrożności jelit i zapaleniu trzustki - co teraz?
Kochani, witam się po naprawdę dłuuugiej przerwie.
Zwracam się z prośbą o poradę, co prawda już musztarda po obiedzie..
W niedzielę, 29 grudnia 2019, nasza młodsza kotka Malwinka zaczęła wymiotować. W sumie pięć razy, raz na pewno dużą ilością jedzenia, ale poza tym nic jej nie dolegało. Postanowiliśmy obserwować i w razie czego w poniedziałek z samego rana pojechać do weta.
W poniedziałek Malwinka z samego rana podjadła z miseczki, zapiła wodą. Nie wymiotowała, więc kryzys wydał się zażegnany. W ciągu dnia apetyt jeszcze był nie za bardzo, ale po rewolucjach nie każdy od razu ma wilczy apetyt.
W sylwestrowy wtorek rano wymioty niewielką ilością jedzenia. Kot do transportera i w drogę. Objawy jelitowo-nieżytowe, więc i leczenie pod tym kątem, choć też podkreślamy, że Malwinka niestety lubi zjadać wszelkie sznurki i wstążki. Wet zalecił obserwować i dać znać w Nowy Rok.
Noworoczna środa - kot nadal osowiały, bez apetytu, ale nie wymiotuje. Wet radzi przyjechać, leczenie jak dzień wcześniej, w czwartek mamy się zgłosić na badania krwi. Ewentualnie zleci rtg. Wieczorem znajdujemy koło kuwety sznurek.. Czysty, ale któraś się nim musiała bawić i, ewentualnie, zjeść.
Czwartek, weterynarz wysyła męża z kotem do innego gabinetu w celu zrobienia badań krwi, endoskopii oraz rtg. Drugi wet zgadza się na przyjęcie, po czym okazuje się, że endoskop nie ma końcówki dla kota. Robią rtg i badanie krwi kota. Krew mu się już na oko nie podoba, na rtg dwa miejsca w jelitach zagazowane, dziwny żołądek, dziwny pęcherz. Prawdopodobnie operacja, ale zróbmy po południu usg. Ok. Po południu na usg wszystko cacy, krew pico bello, jedynie jeden parametr wątrobowy podwyższony, ponoć od wymiotów. Rtg z kontrastem. Nic nie widzą. Ale podjechać jeszcze rano w piątek.
Piątek. Mąż pisze, ze na rtg jest coś w żołądku. Jeszcze jedno zdjęcie, żeby to umiejscowić, kroplówka i operacja. Kolejne zdjęcie i jednak nie są pewni. Mnie bierze cholera, kot coraz gorszy. Dzwonię do Brynowa i pytam, czy jeśli po południu przyjedziemy z kotem - zrobią nam endoskopię. Tak, jest chirurg na dyżurze, facet nam znany, możemy przyjechać. Dzwonię do prowadzącego i pytam, czy warto tę endoskopię zrobić. Tak, bo jeśli kot zjadł tasiemkę, wstążkę - tego może nie być na rtg. Jedziemy po kota. Jeszcze robią mu rtg, żołądek wygląda dobrze, usg też dobrze. Chcecie to jedźcie, ale powinno być dobrze, może to co zalegało wyjdzie z kontrastem. Jedziemy, bo kot bez nadal bez diagnozy, a długi weekend za pasem.
W Brynowie przyjmuje nas dr Rybicki, który już raz nam Malwinkę wyleczył od strzału, gdy wsiowy wet trzepał kasę na namiętnym odrobaczaniu i sprzedaży Intestinalu. Przeczytałam tutaj wątek o ciałach obcych, więc naprawdę narywało mi tyłkiem. Doktor ogląda zdjęcia, ogląda Malwinkę i mówi, że kota trzeba otworzyć. Że to już za długo trwa, że przechodzone, że na ostatnim zdjęciu widać brak ciągłości przejścia tego kontrastu (?), generalnie widać niedrożność i trzeba to zdiagnozować, i ewentualnie rozwiązać. Czy mogła coś zjeść niepożądanego, że to mogą być zmiany naciekowe w jelitach, że zapalenie trzustki. Podejrzewa, że endoskopem nic już nie znajdzie. Mamy podjąć decyzję. Ok. Będzie trzeba - otwieramy. Kot zostaje, my jedziemy do domu.
Po 2 godzinach telefon, że kota otwarto, w przejściu jelita cienkiego w grube zalegały bardzo twarde masy kałowe z sierścią, zatkane jelito ślepe i silnie przekrwiona trzustka - zapalenie. Kot zostaje kilka dni, bo u nas w okresie świątecznym nie ma mu kto podać kroplówek. My w szoku, bo w sumie przy dwóch kotach i zabudowanej kuwecie nawet nie podejrzewaliśmy, że w kupie problem.
Po powrocie kot wysiusiał się do kuwety, zrobił kupkę, podjadł swojego jedzonka, napił się i cieszył, że jest w domu. Nadal nie lubi kubraczka, ale z dnia na dzień jest lepiej.
I teraz tak. Weterynarz, który robił badania krwi, usg, rtg chciał wiedzieć, co z kotem. Daliśmy znać. I się zaczęło. Że on konsultował te zdjęcia z dwoma radiologami i owszem, przynajmniej jeden z nich widział niedrożność w tym miejscu, gdzie zalegały masy kałowe, ale by czekał i nie otwierał. Bo kupa powinna była wyjść. Oni nigdy nie widzieli tak twardych kamieni kałowych. Że nie otwierałby kota w ciemno. Oczywiście sprawa zapalenia trzustki nie została w ogóle poruszona. Zapytany o badania krwi, które robił, powiedział, że nie robili badań dotyczących trzustki. Do dziś nie mam wypisu i wyników tych badań.
Generalnie jestem wkurzona, bo czuję, że wywiera na mnie poczucie winy, że dałam pokroić kota dla zabawy.
Ludu, kto ma rację?
I jak teraz tego mojego trzustkowego kota prowadzić?
Ostatnio edytowano Wto sty 14, 2020 20:54 przez
annette88, łącznie edytowano 2 razy