Pojechałam na półtorej doby do olsztyna. Chciałam zrobić z siostrą na działce coś co wymaga obecnosci dwóch osób no i założyłyśmy folię na dfach foliaka, była tam ogromna dziura, mokro i wilgotno i niedobrze. W środku pousuwałam dwumetrowe pokrzywy i inne chwasty i zrobiło się pusto... no w przyszłym roku będą rośliny i będzie lepiej.
Na działce przychodza na jedzenie maluszki - zostały trzy i matka, która już się nimi nie zajmuje i warczy przy jedzeniu, odgania je. Burasek w białych skarpetkach ostatni raz był 3 tygodnie temu - już wtedy siedział na działce sam, rodzinka trzymała się razem i była na jakims spacerze. Przypuszczamy ze się od nich odłączył i poszukał innej miejscówki, z bardziej regularnym jedzeniem. To ta lepsza wersja i jej się trzymam. Oczywiście mogło się też mu coś złego stać. Mam tego świadomość.
Przy wejsciu do altanki jest stół i pod nim maluchy w lecie, jak były dużo mniejsze, spały na takiej podusi wypełnionej słomą oraz kocyku. Teraz patrzę, skotłowane, myślę sobie, uprzątnę, moze dołożę jeszcze czegoś ciepłego i będą tutaj spały, bo ewidentnie mają inną miejscówkę (chyba na sąsiedniej działce) do spania. Ja dotykam kocyka, a tam coś miękkiego i dodatkowo wydawało mi sie, ze jeszcze jakieś syczenie słyszę, jakby powietrze spuszczać z materaca. Krzyknęłam do siostry, że "coś tu jest!". Podeszłą z motyką
ostrożnie i ... jeż! Mamy jeża na działce. Ku naszej radości. Izę ofukał, pewnie był niezadowolony ze go budzimy. Cwaniaczek mały, znalazł sobie miejscówkę blisko kocich chrupek, bo pof tym stołem zostawiałam kotom chrupki w takim karmniku. Teraz wystawiłam, jeżowi zostawiłam w miseczce. Na szczęście żywe stworzonko, a nie np niezywy maluch.
Jutro lub w środę planuję zapakować moje koty , każde w osobny transporter, i w samochod i pojechac na tydzień do olsztyna. I byłoby cudnie, gdyby nie ogromny lęk mój przed samą jazdą. Ja do tej pory jeździłam, owszem, nawet szybko, ale w towarzystwie siostry. Sama tylko z olsztyna na cmentarz do Jezioran, czyli 30km w jedną stronę. Tutaj jest w jedną stronę 214.. Boję sie, ale ja taka lękowa jestem, za bardzo wręcz. No ale się boję jak cholera, nawet z opcją zostania w Warszawie.. co na logikę jest zupełnie bez sensu. jest łądna pogoda, mogłabym troche posiedzieć na działce i poodpoczywać aktywnie. Zostawić koty same w domu, na chrupkach, nie jest do konca dobrym rozwiązaniem - one jedzą mięso, wiec po półtorej dnia na chrupkach mam wymioty z chrupek na podłodze. Głównie w wydaniu Notki.
Boję sie, ale pojadę. Chyba.