Tabo10 - mój mąż przede wszystkim po prawie 10 latach zyskał możliwość wyjechania gdzieś na dłużej niż 3 dni... No raz poszalał i 4 dni go nie było. Jeden dzień na dojazd, jeden odpoczynek, i powrót. Tak go Czarna ustawiła
Ona tak nas przyzwyczaiła do swoich ekhm... zwyczajów - że teraz nam naprawdę dziko... Wchodzimy do mieszkania - nie ma kota na wysokim koszu w przedpokoju, kota który na nasz widok rzuca się z tego kosza na złamanie karku, łomocząc suchymi kośćmi bo zwykle źle ląduje - choć może zejść po stołeczku, tak jak wchodzi. Mój mąż siada na kanapie i może usiąść w dowolnej pozycji (powiedzmy, przyroda nie lubi próżni....) - bo nie musi się usadzać tak jak Czarna sobie tego życzyła. Ja mogę przejść przez całe mieszkanie bez słuchania bluzgów mruczanych pod nosem gdy śmiałam przejść za blisko Księżniczki Nocy, mogę oprzeć się o męża bez słuchania bulgotu z głębi trzewi lub pełnego pogardy posapywania.
To tylko wycinek naszej codzienności do niedawna...
Strasznie dziwnie teraz. Brakuje tego
Aczkolwiek jedno się nie zmieniło.
Dotychczas nakładałam kotom jedzenie - to czego nie zjadły pozostałe koty ona czyściła na glanc, po zjedzeniu swojej porcji, szczególnie pod koniec życia.
Obecnie nakładam kotom jedzenie (tyle samo co wcześniej), one jedzą sobie powolutku, zaczynają się rozchodzić, sporo zostaje w miskach, ja wychodzę z kuchni, wracam do niej po kilku minutach a miski wypucowane...
Bardzo dziękuję jeszcze raz za wszystko.