W poniedziałek po przyjściu do pracy znalazłam pod jej drzwiami skulonego, zziębniętego kociaka, na zdjęciu chwilę po wniesieniu do mojego gabinetu:
Kociak poza tym że strasznie zmarznięty (podobno siedział pod tymi drzwiami cały weekend), miał cechę charakterystyczną - w części uschnięty, w części pokryty martwiczą tkanką ogonek.
Żeby było śmieszniej
(informacja dla tych którzy wątku Misia nie czytali i nie chce im się przez niego przekopywać) - równo 4 lata temu znalazłam w tym samym miejscu kociaka w tym samym wieku, z takim samym ogonkiem... Tamten maluch był ciężko chory - naszej cudownej Pani Doktor udało się go zdiagnozować - Miś ma ch. addisona. Bardzo rzadką u kotów.
Oto Miś
Cóż za zbieg okoliczności, równo 4 lata później kolejny kociak z takim samym ogonkiem.
Hahaha...
Mniej mi do śmiechu było gdy Rysio z pękatym brzuszkiem (pewnie zarobaczony
) po odrobaczeniu, następnego dnia, po posiłku spuchł jak balon...
Zupełnie jak Miś miał przed rozpoczęciem leczenia.
No, pewnie zbieg okoliczności.
W środę kolejna wizyta kontrolna u Doktor.
Brzuch ewidentnie atoniczny, spuchnięty, miękki, kociak pod wpływem stresu też zmiękł cały.
Absolutnie nie tak jak to Misio potrafił na początku, skala objawów jest zupełnie inna. Ale jednak...
Wyniki krwi które zrobiliśmy - wcale nie uspokajające.
Dzisiaj zrobiliśmy badanie rozstrzygające - test stymulacji ACTH.
Mamy już wynik.
Kortyzol przed podaniem substancji stymulującej jego wydzielanie wynosił 18. Po stymulacji powinien wzrosnąć sporo u zdrowego kota.
Przy addisonie nie wzrasta albo tylko troszkę.
U Rysia spadł do 8. Pewnie wcześniejszy wynik był zawyżony stresem - do kliniki gdzie ten test wykonują mieliśmy kawał drogi i długi czas jazdy, badanie, kłucie - a potem niewydolne nadnercza oklapły i kortyzol poleciał w dół mimo stymulacji.
No i tak.
Albo mam nieprawdopodobne szczęście
i w moje ręce trafiły dwa koty z ch. addisona której towarzyszą identyczne objawy typu gnijący ogonek i totalne wiotczenie mięśni (to nie sa objawy charakterystyczne dla tej przypadłości) albo ktoś ma kotkę która rodzi kociaki z jakimś hmmm... bonusem od losu który się tak objawia. I radośnie sobie kociaki z uschniętymi ogonkami (resztę rodzeństwa albo gdzieś upycha albo to umiera) podrzuca pod drzwi mojej pracy.
Rysio ma szczęście.
Diagnoza Misia być może uratowała mu życie bo w każdej chwili mogło dojść do kryzysu - on wyniki kortyzolu ma o wiele gorsze niż miał Miś (tyle że ten miał również zaburzoną pracę tarczycy i przytarczyc).
Dzięki podobieństwu objawów od razu wiemy co mu jest, od razu będzie można zastosować suplementację, nie będzie w stanie tak poważnym jak Miś był w chwili diagnozy.
Ma wszelkie szanse dożyć późnej starości, a opieka nad nim będzie mało uciążliwa
Mamy to przetrenowane
Nie rozpaczam - są gorsze choroby, a po trudnych początkach Misia teraz wiedzie on już życie zdrowego kota
Więc rozpaczać nie ma co. Do adopcji zostanie on wydany już po operacji ogonka, z ustawioną suplementacją, z naszym pełnym wsparciem.
To ja mam mętlik w głowie.
Trudno mi uwierzyć w taką historię.
Co to za cudaczna przypadłość?
U Misia myśleliśmy że ten ogonek to przypadek.
Ale wygląda że jest to ściśle powiązane.