» Nie gru 01, 2019 19:43
NUTKA, Pedro, Mika. Chora Pchełka
Witajcie,
Nutka ma się bardzo dobrze. Rośnie, rozrabia, oswaja się, coraz fajniejszy kot się z niej robi. Sama wskakuje na człowieka, domaga się głaskania, włazi na głowę, kładzie się na twarzy, liże włosy. Dziś pierwszy raz na mnie usnęła. Udało mi się też obciąć pazurki u jednej łapki, przy drugiej na razie poległam, ale wrócimy do tematu. Będzie też kotkiem niewychodzącym, dlatego testy zrobimy, ale zaszczepimy drugi raz też tricatem.
Pedro ma się dobrze, jest gruby, bardzo puchaty, lekko kicha, więc do jedzonka dostaje lizynę. Jeszcze nie wykastrowałam go, ale coraz częściej go głaszczę, co mam nadzieję zwiększa moje szanse na złapanie go przed wiosną.
Mika ma się dobrze, apetyt dopisuje, noce zimne spędza w domu.
Pchełka niestety jest bardzo bardzo chora. Wiem, że to nie o niej jest wątek, ale mam nadzieję, że wybaczycie kilka słów o niej. Martwię się o nią bardzo i nie mam już pomysłu jak jej pomóc.
Pchełka ma chyba naprawę 9 żyć, boje się, że 8 już wykorzystała. W ciągu kilku ostatnich lat kilka razy udało się ja wyciągnąć z ciężkiego stanu, dziś czuję się bezradna i bezsilna.
Pchełka od 5 lat choruje na cukrzycę, i choć łatwo nie było, ale ten temat mamy opanowany. Dostaje mokre niskowęglowodanowe jedzonko, ma dobraną dawkę insuliny i od dłuższego czasu cukier jest w miarę stabilny, a fruktozamina tylko trochę podwyższona. Ma też od 3,5 roku podwyższone parametry nerkowe, które udało się obniżyć lekami, kroplówkami. Dostaje wyłapywacz fosforu, od 3,5 roku robię jej codziennie kroplówki podskórne w domu. Ma robione regularnie kontrolne badania.
Ponad rok temu zaczęły się kłopoty z kaszlem, charczeniem. Byliśmy u kardiologa, było zrobione echo serca, serduszko jest zdrowe. Było lekko podwyższone ciśnienie, więc dostaje lek na obniżenie.
Robiliśmy jej RTG płuc, było badanie endoskopowe oraz pobrane popłuczyny z drzewa oskrzelowego, był robiony posiew i cytologia. Wyszły zwykłe bakterie saprofitowe, wyszło bardzo dużo wydzieliny w oskrzelach oraz zwężenie odcinka tchawicy. Od lipca niemal non stop jest na antybiotykach, zaliczyliśmy (z góry przepraszam, jeśli którąś nazwę przekręcę) Doksycyklinę, Synulox, Enrofloksacynę, znów Synulox, Veraflox, obecnie Marbofloksacynę. Dostawała kilkukrotnie lek rozszerzający naczynia krwionośne. W stanach zaostrzenia dostawała Rapidexon (mimo cukrzycy, wybór mniejszego zła), próbowaliśmy leki wziewne niesterydowe oraz sterydowe. Dostawała leki na podniesienie odporności: Immunactiv, teraz Lizynę. Robiłam jej w łazience saunę, wypuszczałam na dom, żeby podnieść wilgotność powietrza.
Do listopada udawało się ja utrzymywać w dobrej kondycji, jednak próba odstawienia leków zawsze kończyła się nawrotem objawów. Pani wet ostrzegała mnie, że przyjdzie moment, że przestanie reagować na leki i chyba przyszedł. Nie działa już ani antybiotyk, ani steryd, ani leki rozszerzające naczynia. Pchełka bardzo rzęzi, z trudem oddycha. Troszkę je, ale bardzo malutko. Gdy ja pogłaszczę, jeszcze wchodzi na kolana, jeszcze mruczy. Idziemy jutro znów do weterynarza, ale oni już sami mówią wprost, że wyczerpali możliwości i mogą tylko próbować zmieniać antybiotyki. Teraz będzie bardzo niefachowy opis, jak ja to zrozumiałam: Pchełka ma zanik kosmków, które u zdrowego kota powodują usuwanie wydzieliny. Pchełka tych kosmków praktycznie nie ma i dlatego wydzielina nie ma jak się usuwać. Ma przewlekłą obturacyjną chorobę oskrzeli.
Jeśli ktoś ma jeszcze jakiś pomysł jak jej pomóc, to będę bardzo wdzięczna za podpowiedzi. Boje się też, że z tej choroby ona już nie wyjdzie, możemy to tylko przedłużać. Nie umiem zdecydować, czy to już jest moment, aby jej życie zakończyć. Gdy wycieram jej gile z nosa, widzę jak charczy i się męczy, wydaje mi się, że już. Gdy pogłaszczę ją, a ona wejdzie na kolana, wtuli się i zamruczy, myślę, że może jeszcze nie.