» Pon lis 11, 2019 17:53
Re: Tak tam dalej być nie może... Mama kociaków [*]
APEL! do Pani karmiącej koty na lotnisku.
Proszę przemyśleć co Pani robi?
1. Nie zadbała Pani o schronienia. TYLKO dzięki Izie oraz Darczyńcom udało się w szybkim czasie zadbać o budki, folię do nich oraz o polarki. A i tak jedną budkę Pani zniszczyła.
2. Nie leczy Pani kotów, przykładem jest Murzynek. Iza masowo odrobaczała wszystkie koty na lotnisku, podawała do jedzenia lizynę. Murzynkowi czyściła i kropiła oko, lecząc chlamydię. Ala z Darkiem zabrali kociaki, które na dalszym leczeniu są u teraz u nas.
3. Nie przynosi Pani kotom wody. My prawie za każdym razem mamy ze sobą wodę. Jest problem z dzikami, bo wywracają naczynia z wodą- będziemy musieli zostawiać wodę wyżej- na dachach, strychach.
4. Nieregularnie chodzi Pani z jedzeniem.
5. Ani jedna kotka nie jest wysterylizowana!!!!!!! Prawdopodobnie na lotnisku jest około 60-65 kotów. Ile z nich to kotki???? Wraz z Toz-em zaczniemy sterylizacje na wiosnę. My będziemy kotki łapać, oni zapewnią transport i zabiegi. Wysterylizowane kotki spędzą u nas kilka dni i później je będziemy wypuszczać. Być może będziemy mieli jeszcze transport, który zapewni Ktoś jeszcze- wtedy część kotek będzie sterylizowana w gabinecie weterynaryjnym, w którym koty leczy/ sterylizuje Iza.
6. Z pewnością można mieć więcej zastrzeżeń. Jednak nie ma sensu więcej wymieniać. CO SIĘ TAM DZIAŁO ROK TEMU? I PRZEZ KILKA WCZEŚNIEJSZYCH LAT? STRACH POMYŚLEĆ!
Żałuję, ze nie dzisiaj miałem aparatu. Ale w sumie i tak było nie byłoby jak porobić zdjęć/ filmów, bo na lotnisku było dzisiaj bardzo ciężko i trzeba było narzucić spore tempo.
Relacja z dzisiaj.
Już z daleka widziałem kota biegającego po ulicy. Był to Murzynek( kot, który przez wiele miesięcy chodził z zaklejonym, chorym okiem- był nie leczony. Dzięki Izie kot już widzi- oczko uratowane, ale nadal wymaga leczenia). Szukał jedzenia. Za nim na mostku- 2 metry od ulicy siedziały koty- Kubuś, Mama Akrobaty oraz Mama kici, którą zabraliśmy do domu. Gotowe do tego, aby przebiec przez ulicę- o tej godzinie dość ruchliwą- nawet mimo tego, że jest dzisiaj ŚWIĘTO. Szybko zostawiłem po jednej stronie ulicy jedzenie dla Murzynka i zatrzymując ruch pobiegłem nakarmić koty, które czekały po drugiej stronie. A potem z powrotem po Murzynka- bałem się, że nie da się wziąć na ręce. Wyrywał się, ale udało mi się go przetrzymać na tyle żeby samochody pojechały. Gdy ulica była pusta puściłem kota- nawet nie próbował się na jezdni zatrzymać- pobiegł na ślepo na druga stronę- i nie... nie był wystraszony tym, że go złapałem, bo po drugiej stronie mruczał i czekał na dokładkę.
Podobna sytuacja na wjeździe do P. Doroty- dwa koty na jezdni, trzeci parę metrów za nimi. Tym razem było mniej aut- ale i tak było niebezpiecznie- pozdrowienia dla Pana z audi, który widząc koty na środku drogi nie zwolnił, nie zatrąbił wcześniej, tylko zmienił pas i dobre 20 metrów jechał przy dużej prędkości pod prąd.
Tego, ze koty rzucały się na jedzenie pisać chyba nie trzeba. W każdym razie były tak bardzo głodne, że nawet te dziksze wbiegały pod ręce byle tylko chwycić kawałek jedzenia i z nim uciec na bok. Tak wyglądała sytuacja w każdym miejscu- na szczęście reszta stołówek jest bardzo daleko od ulicy.
Według Zygmunta( bezdomny z altany, gdzie są dwa maluszki i mama) P. Karmiąca nawołuje kociaki tak jakby chciała je stamtąd zabrać. I tutaj pojawiło się przypuszczenie nr. 1- Przedwczoraj maluszek był na dachu i strasznie płakał. Możliwe, że Pani karmiąca chciała zabrać kotka ze strychu, chwyciła go, ale się wyrwał i uciekł na dach.
Przypuszczenie nr. 2. Pani karmiąca przychodziła karmić koty na lotnisku około 14/15, a my chodziliśmy ok 18-18.30. Ostatnio jednak Pani przychodziła coraz później, tak jakby sprawdzała godzinę, o której my tam jesteśmy. Aż w końcu "nakładaliśmy" się na siebie- przedwczoraj mijałem Panią na mostku- kończyła karmić i Powiedziała do mnie, że nie ma sensu iść, bo już dostały. Koty jednak były bardzo głodne( no i historia z maluszkiem na dachu). Nie wiem, czy to złośliwość, ale tak być nie mogło- dlatego też zaczęliśmy karmić od trzech dni koty około 16-16.30. I jak widać jest to i tak za późno- my nie damy rady szybciej- kocie jedzenie mamy gotowe około 15-stej. Najpierw karmimy w dwóch miejscach, co zabiera sporo czasu( Iza idzie karmić jedne koty, a ja drugie). Po powrocie do domu Iza robi obiad, a ja jadę na lotnisko. Obiad- pierwszy nasz treściwy posiłek jemy po 17, a nieraz około 18-stej. Od raz po obiedzie jadę karmić w najdłuższą trasę- rowerem przy moim tempie( jeżdżę naprawdę szybko) zajmuje to około 1godzinę i 20/30 minut. Oczywiście w chwilach "wolnych" musimy ogarniać koty w domu.
Dlatego też wraz z Izą( i mam nadzieję z Osobami z Forum) APELUJEMY! żeby postarała się Pani chodzić do kotów na lotnisku szybciej, lub żeby chodziła Pani regularnie o stałej porze, bo koty mają swoje przyzwyczajenia- czego nikomu, kto zna koty tłumaczyć nie trzeba.