LimLim pisze:To niesamowite, że sie w końcu udało
Pędziła jak torpeda
Tak- ale szybciutko wróciła.
To jedyna kotka która była niesamowicie grzeczna.Jadła.Nie miaukoliła- dopiero ostatniego dnia.Załatwiała sprawy nocą do kuwetki.I normalnie wypoczywała.Nie jak inne koty - ze tylko czuwała.Spała sobie.
U kotek po wykoceniu- obserwuję takie oto zjawisko.Są bardziej wyluzowane.Spokojniejsze niż przed samym porodem i takie rześkie.Pewnie wiąże się to też z tym ze tracą masę.Wydają się w momencie po wykoceniu radosne- ale myślę ze bardziej wiąże się to z tym ze wracają do normalności- zrzucają ciężar. ale no niestety dalsze trudy przed nimi.
Niejednokrotnie widziałam kotki bardzo zmęczone wychowywaniem potomstwa.
Tym razem Zuzia miała że tak to ujmę - poród bezbolesny.Czasu już było niewiele.Za tydzień z hakiem maksymalnie dwa - mogłaby urodzić.Prawdopodobnie znowu nadaremnie.
W ub roku sam ból i stres potem aż w końcu straciła cały miot z całą pewnością -były dla niej większą traumą.Widzieliśmy ją z Damianem potem smutną.Jak chodziła po zaroślach i szukała.
Mało tego ona się wtedy okociła nocą w budce.Poród sie zaczął jak Damian był tam karmić póżnym popołudniem - bo widział że Zuzia w budce rodzi.Następnego dnia dach budki był przewalony, w środku było sporo krwi i nie wiedzieliśmy - ani ile Zuzia urodziła i od czego są te plamy- czy od porodu- czy tego ze jakieś zwierzę zaatakowało Zuzię i jej miot.
Dopiero po jakimś czasie Damian usłyszał miauczenie w zaroślach i okazało się że jest tam Zuzia z maluszkami.Niestety prawdopodobnie podczas przenoszenia jeden z kociaczków zaplątał się łapką w trzcinę i Zuzia nie mogła go wydostać.Pozostałe kociaki były obok a ten jeden nie był ogrzewany przez całą noc.Damian przyjechał karmić i wtedy usłyszał jego płacz.Przyjechałam szybko.Nie mogłam wyplatać malucha a kiedy juz się to udało widziałam ze łapka była juz bardzo spuchnięta.Pewnie kotka próbowała go wyszarpnąć ale nie dała rady.Ja go ledwo wydostałam z ogromnym trudem.Miał też od góry naderwane w jednym miejscu futerko.Zaczepione i szarpnięte.
Pomimo tego wszystkiego zorganizowalismy od razu Zuzi kontenerek.Budka styropianowa byłaby zbyt ciepła.Zresztą ona tam miała budki i żadnej juz nie chciała.Przełożyliśmy kociaczki do wyscielonego kontenerka i zrobilismy kamuflaż z zarośli - bo kotka to gniazdo zrobiła blisko drogi gdzie chodzili Bezdomni a i w razie deszczu wszyscy by mokli.W rowie to gniazdo zrobiła.
Oczywiście próbowaliśmy Zuzię zabrać z dziećmi.Ale była zbyt czujna i nie chciała do jedzenia wychodzić na drogę.Musielismy jej dawać jedzenie kawałek od miejsca gdzie siedziała.Oczywiscie nie konkretnie tam- zeby nie wabić dzikich zwierząt .Ale nie wychodziła na taką powierzchnie- gdzie można byłoby próbować z klatką.
Za jakiś czas odkryliśmy że kontenerek jest pusty.Było w nim ciepło i sucho ale kotka się przeniosła.No i żadnego kociaka w tamtym roku nie przyprowadziła potem.
Zuzia na drugi dzień po zabiegu- wykazała ogromne zainteresowanie higieną.Umyła brzuszek, myła łapki, futerko.Całkiem jak kicia po urodzeniu.I odniosłam takie wrażenie że było jej z tym lepiej.Dlatego jadła i była niesamowicie grzeczna i spokojna.To juz niemłoda kotka- więc w jej przypadku ten zabieg był moim zdaniem bardzo potrzebny.