U nas troszkę zabiegano, ale już opowiadam:) Zdjęcia postaram się wkleić później.
Zatem mamy - Srebrnego (chłopiec) i Szarunię (kotka). Planowaliśmy wstępnie (bardzo wstępnie, nikomu jeszcze o tym nie mówiąc) zabrać koty dopiero na początku listopada, ale P.Iza i Damian zaalarmowali nas, że z maluchami jest bardzo źle, że schudły i mają biegunkę. Pojechałam i zobaczyłam - Szarunia wyglądała tragicznie (w sumie nadal tak wyglada) - chuda jak patyk, do tego na nogach odparzenia po biegunce (albo z innego powodu), tyłek cały utytłany kupą. Srebrnego nie było. No i szybka decyzja że trzeba je zabrać. Zorganizować wszystko w domu i zabrać. Od P.Izy pomoc w lekach i oczywiście klatka - baaardzo duża, przewieźliśmy ją wieczorem autem (przy okazji z krzaków wybiegły dziki żerujące pod blokiem w poszukiwaniu kociego jedzenia). Klatkę szorowałam po ciemku w nocy, ale koniecznie chciałam aby była gotowa na następny dzień (niedziela). Z samego rana podjechałam jeszcze na lotnisko zobaczyć jeszcze raz maluchy - jak wyglądają i czy na pewno je zabierać (w domu mamy dwa dorosłe koty, w tym jedną marudną Mordę). No i był Srebrny - dosłownie sama skóra i kości. To teraz nie było już żadnych wątpliwości, że muszą być zabrane - chociaż nie mamy żadnego doświadczenia w leczeniu tak chorych kotów i nasze koty mogą się pozarażać. Po prostu maluchy nie mogły tam zostać.
Teraz mają cały pokój dla siebie - są w dużej klatce, gdzie jest ciepło i przyjemnie a jedzonko jest podawane regularnie (apetyt mają przeogromny - bardzo nas to cieszy:) Pierwsze dwa dni były dość ciężkie przez biegunki, wszystko trzeba było wymieniać i prać, ale teraz maluchy bardzo ładnie robią kupę do kuwety (czasami jeszcze zapomną że siku i kupę można zrobić w tym samym miejscu, ale regularnie im o tym przypominamy:) Szara po jedzeniu bawi się jak szalona, potem kleją jej się oczka i zostawiamy ją na odpoczynek:) Natomiast ze Srebrnym jest dużo gorzej - wydaje się być wycofany i ożywia się dopiero na jedzenie, on biegunkował dużo gorzej i jest bardziej wychudzony, bardziej zmęczony .. Dzisiaj obydwa maluchy nabrały trochę mocy i razem „uciekły z klatki” (relacja Darka - ja byłam w pracy) po czym ganiały po pokoju i bawiły się jak szalone (oczywiście - kiedy istnieje prawdopodobieństwo grzybicy nie jest to nic dobrego, ale przecież koty „same uciekły” i nikt im w tym nie pomagał;)) W każdym razie dobrze że Srebrny trochę się rozruszał i bawił z drugim maluchem, bo w ten sposób szybciej dojdzie do siebie.
Dzisiaj byliśmy z szaruskami na przeglądzie w przychodni TOZu, dobra wiadomość to taka, że wykluczono świerzb i wyczyszczono uszka, dalsze leczenie w toku. Co jednak warto zaznaczyć - na pewno nie podjęlibyśmy się zabrania maluchów gdyby nie zaoferowana pomoc P.Izy oraz przekazanie podstawowych leków. Nie wiemy jeszcze czy wszystko będzie dobrze i maluchy zostaną u nas na dom tymczasowy, ale wiemy, że na pomoc możemy liczyć - bo maluchy na pewno na lotnisko wrócić nie mogą. Nasz rezydent niestety źle znosi obecną sytuację i aż do dzisiaj nie jadł kolejny dzień, a tak być nie może, bo skończy się to chorobą wątroby. Więc zobaczymy co będzie dalej, niech wszyscy trzymają kciuki za szaruski (bardzo tego potrzebują) oraz za naszą wredną Mordkę (on potrzebuje trochę mniej, ale chętnie kogoś podgryzie;)
P.S. strasznie się jakoś rozpisałam, ale skracanie tego zajmie mi teraz więcej czasu:)
Zdjęcia z lotniska z niedzieli (dla porównania polecam sobie obejrzeć zdjęcia z początku wątku - jakie miały łapy i nogi)