No i jestem. Przepraszam, że wczoraj zwialam bez pożegnania, ale miałam tzw. stres podwójny. Dziś już lepiej, poza tym, że się w czarnym "futerkowym" golfie chyba usmażę (auć, juz skwierczę!) bo miało lać i wiać, a jest piękne słońce i chyba będzie GORĄCO!
Dzięki za slowa otuchy, "Szewcy" faktycznie mi się tłukli po głowie przez cały wczorajszy dzień. I lepiej.
Poza tym "zaliczyłam" podawanie kocie lekarstwa strzykawką. Musze się pochwalić, że poszło ekstra. Po pierwszej próbie, kiedy ja dostałam w oko, a TŻ po bluzie, reszta została skonsumowana tak dokładnie, że ostatniej działki nawet nie dałam, bo wet powiedzial, że naciąga ze sporym nadmiarem
Faktem jest, że jak on jej podawał w lecznicy, to się tak szarpała, że aż sobie wargę skaleczyła. Nie dala sobie i już. A w domu -tak. Prawie na spokojnie.
Mam talent, nie?
I strasznie się cieszę, że obu Sabisiom się udało. A o Tuptusia popytam - ja też mam koleżanki w Warszawie
...