Strona 1 z 3

Maksio i Milus - kilka fotek (s.3)

PostNapisane: Pon wrz 27, 2004 13:36
przez nongie
Witamy wszystkich bywalców "Miau" - Miluś, Maksio, Nongie i TZ.
Od paru dni czytam Wasze forum i coś mi się zdaje, ze znalazłam miejsce spotkan ludzi o wyjątkowo wielkich sercach i wysokim poziomie empatii.
Sama koty mam od niedawna - tzn. od zeszłego roku. Dziś nie rozumiem, jak mogłam tak długo egzystować bez nich.
Najpierw pojawiła sie u mnie bura miejska znajda - Sylwester. Chuda jak szkielecik, dzika i nieufna. Syczała na cały świat, na dotyk reagowała paniką i dała noge przy pierwszej okazji. Tyle mojego, ze troche ją odpasłam i posiedziała w cieple w okresie największych mrozów. Wybrała wolność - mam nadzieje ze dobrze sobie radzi.
Na wiosnę kotka sąsiadki urodziła 4 maluszki - wybrałam buraska i nazwałam go "Miluś". Oczyma wyobraźni widziałam wielkie, grube kocisko rządzące okolicą - tymczasem Milusiński zaskoczył nas subtelnością i orientalnym typem - przypomina teraz geparda. Za nic w świecie nie da się go utuczyć i gonią go prawie wszyscy koledzy. Osobowość typu "Książe Pan" :)
Nastepnej wiosny uradzilismy z mężem, ze trzeba nam teraz "cięzkiej artylerii" (najlepiej Maine Coona) coby Milusia bronił. Na planach się jednak skończyło, bo pojawił sie w naszym domu następny znajda - mały, brudny jak nieszczęście, zapchlony i zaświeżbiony kocurek. Dwa dni myśleliśmy co z nim począć, ale za każdym razem kiedy spojrzeliśmy w jego smutne oczka, no nie dało sie, nie dało sie innaczej.
Po domyciu spod warstwy brudu ukazały się rozkoszne różowości, a z racji bojowego charakteru nazwaliśmy go Mad Max - w skrócie "Maksiunio". Maksio jest całkowitym przeciwieństwem Milusia - to pitbull w skorze kota - jezeli się wycofuje to tylko po to, zeby wziąć wiekszy rozbieg. Poza tym chrapie w czasie snu, puszcza bąki, pochłania jak odkurzacz wszystko co da się zjeść (łącznie z upolowanymi przez Milusia myszami przez co jego brzuszek wygląda jakby połknął piłkę tenisową) i roznosi po domu nasze skarpetki. Dzis nie zamieniłabym go na 100 rasowych Maine Coon.
Od pewnego czasu Maksio dręczy Milusia (gonitwy i niby-zabawowe gryzienie, zakończone jednak zawsze bolesnym miauknięciem i odskokiem tego ostatniego), ale mam nadzieje ze to przejdzie z wiekiem.
Macie jakies doswiadczenia w tym względzie?

Pozdrawiam
nongie

PostNapisane: Pon wrz 27, 2004 13:41
przez mała_gosia
Witaj z banda :)
A kastrowane są wszystkie, bo jakoś nie doczytalam. Bo jak np -pierwszy tak, a ten drugi jeszcze nie -to może dlatego te bójki? Mam dorosłego (rok) kastrata i maluszka. Pytałam weta kiedy maluszka ciachnąć. Pan moi mi wtedy i wtedy i dodaje :No i sama pani zobaczy, zacznie go tłuc i wozić się na nim. wtedy go trzeba ciachnąć."

PostNapisane: Pon wrz 27, 2004 13:41
przez Anja
Czesc :) milo sie czyta ta wstepna historie o Waszym stadzie :)
Co do podgryzania tak musi byc :) Ktos musi rzadzic w tym domu prawda? i ustalac hierachie :) O ile krew sie nie leje, w miare uplywu czasu podgryzanie stanie sie rzadszym rytualem przypominajacym o pozycji Wodza.
U mnie rzadzi Brucek kot blyskotliwy i inteligentny, dbjacy o swoje stado, co nie przeszkadza mu regularnie trzepac futer siostrze Hrupce i Ryskowi. Porzadek musi byc :!: :lol:

Jajka Maksiunia

PostNapisane: Pon wrz 27, 2004 13:50
przez nongie
Maksio jeszcze nie kastrowany - ma dopiero jakies 6-7 miesięcy. Choć jak na takie kociątko - jajeczka ma wyjątkowo duze :?
Mieszkam na wsi, koty mogą wychodzić z domu kiedy zapragną i tak sobie myślę - jeżeli Maksio nie opryska mi mieszkania to moze zostawić mu te jego klejnoty? Uważacie, ze to dobry pomysł?

nongie

PostNapisane: Pon wrz 27, 2004 13:55
przez kameo
Witam :D
A co do kastracji, to raczej tak-zresztą po pierwszym "siknieciu" rozwieją się wątpliwości 8) :wink:

PostNapisane: Pon wrz 27, 2004 13:59
przez Agi
Uwazam ze to zdecydowanie niedobry pomysl :(
Pomysl o tym ile razy zostaniesz "babcia" i co sie stanie z dzieciaczkami Twojego kiciora - przeciez ludzie na wsi topia male kociaki a praktycznie nikt nie sterylizuje kotek...

PostNapisane: Pon wrz 27, 2004 14:02
przez Dorota
Witaj! :lol:

PostNapisane: Pon wrz 27, 2004 14:09
przez nongie
Pierwsze psiknięcie mam juz za sobą - Miluś własnie za to stracił klejnoty :)
Co do kastracji Maksia - rzeczywiscie w okolicy jest mnostwo nie kastrowanych kocurów i nie sterylizowanych kotek. Sąsiadka ma 7 sztuk i co roku coś przybywa. Nie jestem pewna, czy wyciecie jajek Maksiunia cokolwiek zmieni, no moze poza tym, ze przed kocurami z sąsiedztwa będą umykały dwa kastraty.... :?

PostNapisane: Pon wrz 27, 2004 14:09
przez Kicorek
Witamy witamy!! :D

PostNapisane: Pon wrz 27, 2004 14:13
przez Kicorek
Kastrowanie zmieni tyle, że będziesz miała spokojne sumienie, bo Twoje koty nie przyczynią się do powiększenia liczby nieszczzęśliwych niechcianych kociąt. A zmykanie przed kocurami raczej nie zależy od kastracji, tylko od indywidualnego charakteru kota. Tak przeczytałam w którymś wątku na forum, nie pamiętam w którym. Sama nie jestem taka mądra, bo mam niewychodzącą, ale kastrowaną, kotkę :D

PostNapisane: Pon wrz 27, 2004 14:13
przez Mysza
No na wsi ludzie maja ten dylemat. W mieście kcur zazwyczaj bez zastanowienia idzie pod nóż.
No sa za i przeciw.
jeśli go nie wykastrujesz o będzie faktycznym kocurem. Tyle, ze kot swej męskości nie rozpatruje w sensie posiadania jajek, on nie mysli w takich kategoriach. To my ludzie mamy takie poglądy.
jest ktoś na forum kto ma niekastrowanego kocura w domu, kot sika tylko do kuwety, maja dobry żwirek i jest ok. Ale to kot domowy.

A kot na wsi, niekastrowany kot:
- bedzie znaczył, jak nie w domu, to w ogrodzie i to będzie czuć
- będzie łaził i tłukł się z innymi kocurami w celu ustalenia terytorium
- w czasie bójek na pewno bedzie ranny, nie wiesz jak powaznie (zranienia, choroby przenoszone z krwią)
- w czasie krycia kotek w końcu zarazi sie jakimś śmiertelnym paskudztwem :(
- dorobisz się niechchianego potomstwa, które będzie śliczne ale co się z nim stanie? wszystkie znajdą dom? Na pewno nie. Ludzie potopia lub zostawią własnemu losowi.
- kastowany kot z racji mniejszej bujności hormonów mniej się włóczy po okolicy, trzyma się domu. Mniejsza szansa, że wpadnie pod samochód lub jakis pies go zagryzie
- mając dwa niekastrowane kocury jeden drugiego prawdopodobnie przegoni :(


Wiemy ze kastrowanie, sterylizowanie zwierząt na wsiach jest niepopularne. Jak nie twój kot to jakiś inny zostanie ojcem. Ale tak nie mozna myśleć. zawsze jest ktos pierwszy, ktoś kto da dobry przykład. Potem może kolejne pokolenie nauczy sie odpowiedzialności za rozmnażane zwierzęta.

A tak poza tym to witaj na forum i cieszę sięże przygarnęłaś te dwa biedactwa :)
-

PostNapisane: Pon wrz 27, 2004 14:15
przez Agi
nongie pisze:Pierwsze psiknięcie mam juz za sobą - Miluś własnie za to stracił klejnoty :)
Co do kastracji Maksia - rzeczywiscie w okolicy jest mnostwo nie kastrowanych kocurów i nie sterylizowanych kotek. Sąsiadka ma 7 sztuk i co roku coś przybywa. Nie jestem pewna, czy wyciecie jajek Maksiunia cokolwiek zmieni, no moze poza tym, ze przed kocurami z sąsiedztwa będą umykały dwa kastraty.... :?

To wcale nie jest regula ze niekastrowane koty "ganiaja kastraty". Moj wujek przyjechal do nas na dzialke na trzy tygodnie z kastratem Dominem, ktory wrecz zaprzyjaznil sie z miejscowymi kotami i razem lazily po okolicznych polach. Na tym forum rowniez wiele jest wykastrowanych, wychodzacych kocurow. Nie wiem po co sie przyczyniac do wydawania na swiat kolejnych kocich nieszczesc ktore nigdy nie znajda domu. Moze kazdy wychodzi z zalozenia ze "skoro nikt nie kastruje..." i dlatego jest tak jak jest?

PostNapisane: Pon wrz 27, 2004 14:15
przez Kicorek
Mysza, jak pięknie i metodycznie!! Sama mądrość z tego płynie, ja nie umiem tak ładnie tłumaczyć :oops:

PostNapisane: Pon wrz 27, 2004 14:20
przez Mysza
U rodziców na działkach chodzą dwa kocury- bracia. kastrat i jajeczny. jajeczny jest wiecznie podrapany, pogryziony, ma chore oczy, czmycha po kątach. Kastrat jest przymilny, ma piękne futro, okaz zdrowia.

i jeszcze znaomi maja dom z ogrodem i wykastrowanego kota. Broni swego terytorium jak pies :lol: :wink: także to zależy od charakteru, nie tylko od jajek. Skoro młodszy jest taki bojowy to raczej nie da sie pogonić. A wykastrowany nie będzie przysparzał światu kociąt i ma mniejszą szanse zachorować.

pomyśl nad tym. masz jeszcze trochę czasu.

PostNapisane: Pon wrz 27, 2004 14:33
przez nongie
Argumenty o wpływie jajek na bezpieczeństwo i zdrowie kota są bardzo przekonujące. Inne oczywiscie też - choć nie mam wątpliwości, ze niechciane kocięta będą się rodzić na wsi jeszcze bardzo długo.
O przyczynach tego stanu rzeczy mozna by długo dyskutować - z moich obserwacji wynika, ze często powodem jest zbyt wysoka cena zabiegu (u tych bardziej współczujących) albo zbyt niska cena kociego życia.

Czy znacie z własnego podwórka jakies przykłady kastratów, przed ktorymi zmykają kocury?