No więc tak. Pojechałam po kotkę wcześniej rozmyślając co ja mam zrobić dalej itd.
Kotka gdy weszłam przyszła do mnie się przywitać, jeden plus myślę sobie, nie dzikus.
Troszkę tam pobyłam i trzeba było wziąć za umieszczenie jej w kontenerku. Pani wcześniej mówiła, że ona panicznie boi się kontenerka. W chwili gdy pani chciała ją tam umieścić, kotka praktycznie wpadła w takie przerażenie, że aż zesikała się ze strachu i zwiała za kanapę.
Poczekaliśmy aż się uspokoiła i wyszła, wtedy jedynym sposobem było przykrycie jej kocem gdzie była w kącie, otoczenie jej swoimi rękoma, zawinięcie od dołu i wsadzenie razem z kocem do kontenerka.
Koc trochę palcami odsunęłam aby się nie udusiła.
Pani dała też krytą kuwetę, resztki żwirku jak i suchą whiskasa.
Gdy byłam już w samochodzie zadzwoniłam do znajomej która znalazła chętnego na mojego małego kotka, a po rozmowie z panem był już chętny na dwa małe.
Poprosiłam znajomą, aby pogadała z facetem czy nie wziąłby tej czarnej kotki, bo sytuacja bardzo awaryjna.
Długo go przekonywała, bo pan jest przesądny, ale w końcu wyraził zgodę na koteczkę, która już 2 razy straciła dom.
Pierwszy raz gdy pani 75 lat szła do szpitala i potem ją syn do siebie zabiera, na kota miejsca już nie było.
Drugi raz alergia pani...
Kotka ogólnie bardzo miała, ale to paniczne banie się kontenerka to masakra. Co ją musiało takiego spotkać, że do tego stopnia kot dostaje szału i jest agresywny?
Powiedziałam panu o wszystkim, że ona potrzebuje czasu, a z kontenerkiem musi się zaznajomić i przełamać panikę, bo przecież do weta trzeba kiedyś iść.
Zdjęcia kotki w nowym domku, pełen luz, dała się też głaskać.
To zdjęcie w samochodzie w drodze do nowego życia.