Nie piszę bo chyba nie mam już o czym...
może i dopadł mnie depresyjny nastrój ale obiektywnie rzecz biorąc jesteśmy tam gdzie byliśmy prawie miesiąc temu.
Behawioralnie jest gorzej niż było, paca łapą i próbuje drapać.
Siedzi już 3,5 tygodnia w klatce, no to ile jeszcze da radę tam wytrwać, tydzień, dwa?
On się nie nadaje żeby go wypuścić na wolność, nawet nie w miejsce bytowania, bo to szczere pola, znalazł się tam przypadkowo albo go ktoś wywalił.
Jak patrzę w te jego mądre oczyska to widzę że nie cierpi mnie za tę jego miejscówkę.
Wczoraj dostał milprazon więc kupy trochę gorzej, liczę że się znormalizują i wrócą do stanu przed odrobaczenia bo było bardzo dobrze.
Obserwuję u niego taki objaw:
nakładam jedzenie do miseczki, wkładam do klatki w drugim końcu żeby wyciągnąć go z kąta.
Warczy, podchodzi na ugiętych łapkach, jak zaczyna jeść oddaje mocz, tam gdzie stoi, sporą porcję, wg mnie standardową.
O czym to może świadczyć?
W kuwecie też sika i kupa w kuwecie, brudzi tylko jak kupa słabo uformowana.
Noce zimne, wstawiłam do rogu w którym zawsze przebywa kontenerek wycielony kocykiem.
Ten kocyk wkładałam 2 razy, za drugim podejściem zaakceptował po 3 dniach.
Całą noc przesiedział w innym rogu, nawet do kuwety nie wchodził. Przesiedział w tym kącie całą noc na tym zasikanym podkładzie.
Wturlałam mu tam piłeczkę, wodził za nią oczami i na tym się skończyło. Piłeczka leży, zainteresowania żadnego. Zainteresowaniem cieszy się tylko pełna miska, tylko to.
pomimo tego że i w ciągu dnia nie jest zbyt ciepło w garażu od samego rana podnoszę bramę żeby miał światło dzienne.
Nie wiem co robić, chciałam mu pomóc wyszło jak zwykle...
W piątek wizyta, krew, usg, ważenie i takie tam a potem...
... nie wiem co potem