Byłam wczoraj u pana od krów, z koleżanką która ma fundację króliczą. Wariatka, zgodziła się pojechać ze mną swoim autem te 360 km, tak na popołudniową przejażdżkę
. Generalnie pan jest bardzo ugodowy, więc można z kotami zrobić wszystko. Kotów jest na oko kilkanaście, tylko tyle siedziało pod domem więc docelowo może ich być więcej. Wszystkie kiepsko odżywione, ale +/- w niezłej kondycji. Jedna z kotek chyba w ciąży - albo zarobaczona. Te koty, które są czarne mają wypłowiałe futerko ze zrudzeniami. Zabrałyśmy dwa kociaki w najgorszym stanie - zawiozłam je do lecznicy, która ogarnia moją gminę i udałam, że to znajdy z mojej okolicy. Ja nie mam gdzie trzymać kolejnych kotów, w tym roku rodzina remontuje całą część domu, który robił za tymczasowy szpital. Środków finansowych też brak na leczenie
. Koty są FIV/FeLv ujemne, więc wetka przyjęła je na stan porzuconych zwierząt z gminy do leczenia i późniejszej adopcji - inaczej by zostały uśpione, bo takie są w gminie zasady pomocy. Jeden kociak straszny szkielet (ten czarny ze zdjęcia) na oko okrutnie zarobaczony i z kocim katarem, całe 600 gram kości i skóry. Bałam się czy przetrwa podróż 180 km, bo bardzo kiepsko wyglądał. Ale ku mojemu zdziwieniu z takim zapałem wciągnął tackę karmy, że razem z palcami moimi próbował zjeść. Oko tylko mocno zaropiałe, na pewno do uratowania. Drugie kocię nieco większe - 1300 g pręgowanego kocurka. Zabrane po 5 minutach wahania... i dobrze, bo koci katar dość mocno rozwinięty do tego stopnia, że osłuchowo był gorszy niż czarny szkielecik. Oba maluchy na antybiotykach. Będę monitorować co z nimi, bo jak zwykle się zaangażowałam emocjonalnie
. Nie wiem co będzie jak się nie wyadoptują. W gminie jest zwyczaj, że takie koty jak się nie wyadoptują to po sterylizacji są wypuszczane tam gdzie zostały znalezione... kiepsko to widzę :/. Chyba że je odwiozę do pana od krów...
Nie mam doświadczenia w pomaganiu w tego typu sytuacjach, więc Wasze wskazówki mile widziane. Jestem w stanie raz w miesiącu podesłać kurierem 15 kg suchej karmy dla tych zwierząt. Raz do roku postaram się ogarnąć odrobaczanie, ale jeszcze kombinuję jak, bo ja tam nie bywam tylko mój 12-letni syn tam jeździ 1-2 razy do roku. Z najpilniejszych spraw to chyba sterylka kotek, potem kastracja kocurów. Będę pisać do tych organizacji podanych przez Fhranka i Anna61 (dzięki za pomysły
).