Hej dziewczyny, pozwoliłam sobie napisać w tym wątku żeby nie zakładać takiego samego nowego, potrzebuję rady w sprawie koteczki, a właściwie to moi rodzice, sytuacja wygląda tak: rodzice mają dom 50km od miasta, w którym spędzają większość czasu, co kilka tygodni przyjeżdżają do nas załatwiać sprawy, od około 3 lat lat dokarmiają tamtejsze koty, większość z nich nie daje do siebie podejść, ale regularnie przychodzą na jedzenie (są to koty sąsiadów, którzy się nimi nie przejmują, jak tego lata tata rozmawiał z nimi o tym, że mają bardzo dużo kleszczy i trzeba by było coś z tym zrobić i może wykastrować kotki to patrzyli na niego jak na wariata
). Ale do meritum, wśród tych kotów jest jedna koteczka, która zaczęła przychodzić w tym roku i bardzo się oswoiła, praktycznie całe dnie spędza z rodzicami, chodzi za nimi krok w krok, cały czas się łasi, daje się brać na ręce, nawet do domu zaczęła wchodzić, pod warunkiem że nie zamyka się drzwi, po jakimś czasie rodzice zauważyli, że jest w ciąży, kiedy ostatnio tydzień byli u nas i wrócili doszli do wnioski, że koteczka ewidentnie gdzieś się okociła (przybiegła jak tylko ich usłyszała) ale chyba straciła kocięta bo w ogóle nie opuszcza działki rodziców, ani na chwilę, śpi w domku na tarasie, który tata jej zrobił (w domu nie chce, dostaje ataku paniki jak tylko zamknie się drzwi), gdyby miała kociaki to na pewno by do nich wracała, prawda? (tak robiła druga kotka, która rodzice dokarmiają i nawet po kilku tygodniach przyprowadziła do nich kocięta!) I teraz nasze pytanie, co zrobić? Zabrać koteczkę stamtąd do nas (mamy dwa koty, mieszkamy w bloku z osiatkowanym balkonem) czy wykastrować ją i wypuścić, żeby żyła tak jak dotychczas przy rodzicach, którzy ją naprawdę pokochali? Jeśli to drugie to jak to sprawnie przeprowadzić, żeby jej jak najbardziej zaoszczędzić stresu?
Na zdjęciach: stadko (biała dzikawa kotka z jednym ze swoich dzikich maluszków (biało czarnym), dziki rudy kocur i koteczka trikolor to właśnie Chmurka