Rudy dzisiaj lepiej. Zadek też lepiej, przemywam mu octeniseptem i ringerem, chitopanu nie dostałam, smaruje linomagiem i maścią sutkową.
Nie wiem, czy dlatego, że mniej go boli, czy czuje, że pomaga, ale smarować, tylko delikatnie, pozwala. Biegunkę udało się, tfu, tfu, opanować, dostawiłam mu drugą, większą, kuwetę, jest też silniejszy i bardzo ładnie już korzysta z kuwet, nie robi pod siebie, nawet zaczął zagrzebywać. Probiotyki i pastę z prebiotykiem będzie jeszcze dostawał. Odrobaczyć bym go już chciała, zobaczymy, czy będzie zielone światło na kontroli.
Pcheł się pozbyliśmy, jakieś takie mikre były na szczęście i mało wytrzymałe.
Ja jestem przyzwyczajona do pcheł dorodnych, tłustych, które trzeba ubijać ciężką artylerią chemiczną, a te padły po samym fipronilu i nigdzie się nie rozlazły.
Czyli nie dość, że cherlawe, to jeszcze mało rozgarnięte.
Rudy uwielbia głaskanie i czesanie, wyczesuje go i domywam mokrymi chusteczkami dla niemowląt, bo śmierdzi okrutnie, brudem, chorobą, biegunką. Daje się wyczesać wszędzie, nawet ogon. W ogóle nie protestuje, uszy mogę umyć, leki podać.
Z uszami też trzeba będzie podejść, bo trzepie głową, w jednym zbiera się trochę wydzieliny.
Zaczął jeść, a nawet żreć, już mu nie miksuje, pomału wprowadzam mokre kocie żarcie, zamiast gotowanego kuraka, ponieważ sensacje kuwetowe jakoś zostały opanowane to zwiększam porcje, ale widzę, że chłopak ma rozpęd z dnia na dzień, dzisiaj zjadł już 400g, oczywiście w kilku porcjach. Jest bardzo chudy, sterczą wszystkie kości, wciąż jeszcze odwodniony, już nie tak, jak na początku, ale skórę ma suchą i szorstkie futerko, takie bardzo lichutkie zresztą. Nie ma w ogóle porównania z futrami moich kotów, te jego kłaczki są takie suche, rzadkie, prześwituje mu spod nich skóra.
Z klatki sam już do mnie wychodzi, jak czuje żarcie
, jeszcze stara się mnie ominąć i zwiać, ale łapany, nie protestuje z agresją.
Bardzo się brudzi przy jedzeniu, trzeba mu trochę pomagać nagarniając na środek i w górkę, ma problem z chwytaniem, może będzie lepiej, może nie, ale da rade jeść sam, może jak będzie jadł wolniej to nie będzie mu tak wypadać, na razie chciałby zjeść wszystko natychmiast.
Przy tym wszystkim jest ostrożny, pomimo głodu nie chce jeść jak jest coś dosypane, nawet probiotyk, dałam mu na skosztowanie karmę z kangura, trochę, bo alergiczny Gruby nie dojadł, to nie ruszył, inną wciągnął nosem, Najpierw pomyślałam, że już wybrzydza, ale przy jego stanie to niemożliwe, potem doszłam do wniosku, że dla niego ten smak i zapach jest tak dziwny, że pewnie się boi jeść.
Może się kiedyś czymś przytruł i teraz, mimo zagłodzenia, bardzo uważnie sprawdza co jest w misce.
To będzie bardzo fajny kot, jest bardziej obsługiwalny, niż co poniektóre moje własne.
Potrzebuje czasu i uwagi, żeby znowu zaufać, niestety, mogę mu dać miejsce tylko w pracowni, nie mogę go wziąć do domu, bo stałby się armageddon.
Moje nie są zgodliwe do obcych, miałabym wojnę i zaszczane mieszkanie.
Na razie, na etap przejściowy to miejsce jest ok. ma czysto, jasno, spokój, w upały jest tam relatywnie chłodno.