Blue pisze:Do torby iniekcyjnej wkładamy ją u wetki. Mało która wizyta o ile Czarna nie jest osłabiona nie kończy się rozlewem krwi naszej .
W domu byłaby to akcja na raz. Raz by dała się włożyć z zaskoczenia zapewne, choć i tak by kłapała paszczą by zabić co nie ułatwia pobrania krwi.
Ale następnym razem na widok torby wdroży swoje zwyczajowe metody - czyli latające wściekle łapy z rozczapierzonymi pazurami celujące w twarz i tętnice, plus paszcza pełna zębów nie mająca minimum skrupułów by mi się wgryźć po szpik.
To jest taki poziom stresu dla nas i dla niej że robimy tylko to co konieczne.
I naprawdę, ja się ni du du nie boję takich zabiegów u kotów, nawet jeśli słabo współpracują. To coś do czego podchodzę zupełnie na luzaku.
Obrządek przymusowy Czarnej to ZUPEŁNIE inna bajka
I tak jest już teraz o wiele łatwiej, kroplówki jej robimy, pozwala na nie przy pomocy pewnych podstępów
Jeszcze niedawno było to nie do pomyślenia.
Jest już kilkunastoletnim, bardzo schorowanym kotem, chudym, słabym tak naprawdę.
Ale w tym kruchym ciałku nadal drzemie furia gdy chce się ją przymusić do jakiegoś zabiegu
I jest to furia przez duże F
Wiem o czym piszesz, ja miałam kotkę chorą na PNN, była juz w bardzo kiepskim stanie, a włożenie jej do tej torby aby zrobic badania, było wyczynem naprawdę. W momencie jak dała sobie pobrać krew bez torby, bez rozlewu krwi, to juz wiedziałam, ze zbliża sie koniec.: Czyli jak kociczka walczy, to znaczy, ze ma wolę zycia i tak ma byc, ma sobie żyć jak najdłużej.