Nieumyślnie zabiłam własnego kota, tego najważniejszego w moim życiu który niby dla żartów ale w głębi serca tak czułam nazywałam moją córką. Była ze mną 9 lat. I była jedyna i wyjątkowa, z zadziornym charakterem, nie poskromiona. Nie wychodziła z domu, karmiła ją dobrze, kochałam i kocham nadal.
Cztery dni temu .........nie wiem co we mnie wstąpiło i zamknęłam kotkę w ubikacji aby mogła spokojnie zjeść miseczkę z karmą. Inne koty nie dawały jej zjeść dlatego chciałam by zjadła w spokoju........zamknęłam ją w ubikacji o której zapomniałam ze wysmarowałam ją domestosem wcześniej. Nie wiem czy go zmyłam czy nie, ciagle zadaje sobie te pytania aby moc znaleźć spokój duszy w zadręczaniu siebie.
Kotka nie zjadła karmy, wieczorem wszystko zwymiotowała. Rano pędziłam do kliniki, gdzie usłyszałam wyrok. Kotka miała uszkodzone nerki. Wątroba i płuca były czyste. USG dawało nadzieje. Przez trzy dni jeździłam dwa razy dziennie na kroplówkę, dzień przed śmiercią chodziła z sztywnym ogonem prosząc o jedzonko i czułość. Była zadowolona. Miałam nadzieje ze wszystko będzie dobrze.
Nie było.
Następnego dnia weterynarz dał jej antybiotyk który spowodował ciężki oddech u kotki. Kotka wróciła do kliniki na kolejną kroplówkę gdzie usłyszałam że nerki ma uszkodzone w 3/4, wątroba wysiadła, pęcherz nie zbieral moczu, woda zbierała się w płucach. Podobno chorowała na nerki już dawno ale ja tego nie widziałam,nie potrafiłam zrozumieć ze jej gładki brzuszek to nie jej urok tylko rozwijająca się choroba.
Szlochałam tak mocno kiedy usłyszałam prognozę, ze Kotka wyczuła ze robi się źle. Otworzyła zamkniętą klatkę, była przestraszona, łapała ciężko oddech. Odeszła na moich oczach, a ja czułam jak umiera moje życie. Bo to ja to spowodowałam. Zabiłam własną rodzinę.
To drugi dzień od jej śmierci a ja nie przestaje płakać. Nawet kiedy piszę to. Nie umiem sobie wybaczyć, jestem w 4 miesiącu ciąży. Przez ostatni tydzień było prawie 40 stopni, ja byłam sama z trzyletnim synem i chorym kotem. Zrządzenie losu. To nie wymówki to bezsilność, upal i zmęczenie. To brak myślenia.
Jak przez to przejść, jak wybaczyć sobie i nie wpaść w depresję. Nie wiem czy w ogole powinnam. Może zapomnę, jednak ból jest teraz zbyt mocny. Nie mogę pic, nie mogę łykać leków na depresję. Jest ciężko.