Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
izka53 pisze:że też nie skojarzyłam, że Andrzej z FB to Ty. Udostępniłam wczoraj, za chwilę udostępnię znów.
Zwróć sie do wszystkich sąsiadów z prośbą o przeszukanie garaży, piwnic, wszelkich skrytek. Bobi mógł gdzieś wejść z ciekawości, a wyjść nie może, bo zamknięte.
ASK@ pisze:Kot może być bliziusio. Tylko nie odzywa się
Beza wywieziona kilkadziesiąt kilosów dalej, też NIGDY na mój głos nie zareagowała. A musiała być blisko. Bo wiem gdzie bytowała. Przeszukanie posesji i dziur tam będących nie przyniosły skutku. Dopiero łapka i nocne bytowanie Malk i mimbli64 dało efekt. Złapała się.
Trzeba wolno chodzić, wołać, słuchać. Wracać ciągle i ciągle w te same miejsca. Głupie jest to co napisze , ale ja wierzę w przeczucia. Jakimś cudem widziałam gdzie może być Bura z Falenicy. Choć przetrzepałam całą okolicę.
Przy Bezi karmiciel pomógł. Ona zlokalizowała jej teren. Nie uciekła daleko. Na opuszczoną, zarośniętą posesję na przeciw.
Jeśli idziesz szukać to bierz latarkę. Bez względu na porę dnia. Kot wciśnięty w dziurę jest dla nas niewidoczny. Dopiero odblask oczek daje nam znać gdzie siedzi. Miej zawsze ze sobą żarcie i transporter. Jak go spotkasz to jeszcze nie koniec. Koty wystrachane nie koniecznie chcą dać się zabrać. Co z tego ,że nas znają. Stres jest stresem i bez transportera nie doniesiesz go do domu.
Dałam nagrodę 500 zeta. Karmicielka nie chciała jej przyjąć.
W ogłoszeniu, zaraz na początku była informacja o niej.Wytłuszczona.
Wrzuć sąsiadom do skrzynek ulotki. Pogadaj z nimi. Niech przejrzą garaże, komórki... może gdzieś wlazł i go zamknięto. Znam taki przypadek. Sam chodź gdy jest cicho wzdłuż posesji i wołaj. Czasem odzywają się.
Wierzę ,że jest gdzieś blisko tylko zbyt wystrachany.
Wyślij maile z plakatami do wszystkich całodobowych lecznic w Warszawie! To ważne. Ludzie mogą się przemieszczać i znajdując kota idą z nim do weta u siebie.
izka53 pisze:Sqbi - ale kot w stresie zachowuje się zupełnie inaczej. Nie musi się drzeć, strach go paraliżuje. Może nie zareagować nawet na Twój glos, może w panice przed Tobą uciekać.
Na FB zaprosiłam sporo osób - stąd, z Warszawy. Znajomi naszych znajomych mają swoich znajomych....
Podobnie jest w realu - musisz dotrzeć do jak największej liczby osób, które będą powiadamiać swoich znajomych, sąsiadów - tych dalszych dla Ciebie. Dzieci...są wnikliwymi obserwatorami, bardzo starają się pomóc - jeśli poczują się ważne. Postaram się ściągnąć tu - lub na FB - dwie osoby, które szukały całe długie tygodnie - Avian i Iwonami. Iwona szukała w Warszawie kotki wolnożyjącej, znalazła. Avian - w Poznaniu swojego byłego tymczasa, który zwiał w trakcie przeprowadzki w zupełnie nieznanym dla siebie terenie. Też znalazła.
SabaS pisze:A czy kot jest zaczipowany a czip zarejestrowany? To pewnie też by ułatwiło sprawę, gdyby do kogoś trafił.
Niestety mieszkam daleko i nie pomogę bezpośrednio ale trzymam kciuki i wierzę, że kocur odnajdzie się cały i zdrowy.
Edit: doczytałam na spokojnie że nie zaczipowany
amcia pisze:Wiem, co przeżywasz. W zeszłym roku miałam podobnie:
viewtopic.php?f=1&t=186252&hilit=Irenka
Trzy tygodnie piekła. Robiłam to samo, co Ty... szukanie, kicianie, nocne wędrówki po okolicznych chaszczach, ogłoszenia... Irenka na szczęście się znalazła. Dokładnie trzy tygodnie później, nocą znalazła się na tarasie. Po prostu przyszła. Nie wiem, co się stało, gdzie była, co robiła... Zaliczyliśmy lekarza, bo z powodu alergii wylizała brzuch do gołej skóry i rozdrapała rany na całym kocie. Ale jest i żyje. Nie wiem, gdzie była. Ale jakoś podejrzewam, że nie była daleko. Gdzieś zamknięta? Nie wiem.
Kilka miesięcy później zaginął okoliczny pers (też mieszkam w Wawrze w Aninie) Znalazł się, chyba po dwóch tygodniach. Zamknięty był w jakimś domu niezamieszkałym. Wlazł i nie mógł wyjść. Szczegółów nie znam.
Ale na to bym stawiała. Obeszłabym okolice ze szczególnym uwzględnieniem pustostanów, piwnicznych okienek z wybitą szybą itd... Tam był postała i pokiciała. Jak wszyscy piszą, nawet najrozmowniejszy kot, przerażony w obcym miejscu wcale nie musi się odezwać od razu. Szukaj... on gdzieś jest. Jeśli tylko nie znalazłeś rozjechanego na drodze (ja o tym pomyślałam najpierw) to szukaj. Naprawdę może być bardzo blisko. Mówi się, że kot ginie dopiero wtedy, gdy właściciel przestanie go szukać.
Trzymam kciuki.
Użytkownicy przeglądający ten dział: ametyst55, Bestol, elmas, Google [Bot], jolabuk5, kasiek1510, Szymkowa i 97 gości