Iwonko - Julka jest normalnym kotem. To JEST zabawa. Tylko - być może - jako kocię była za krótko z matką, rodzeństwem - nie nauczyła się, że drapanie boli. Twoje "dziczki" były wychowane /rosly z stadzie. One wiedziały, że gryzienie/drapanie boli.
Kocięta uczą się tego od matki i rodzeństwa, tak od 8 tyg życia, jak już w miarę pewnie stoją na łapkach. Dlatego tak ważne jest nie rozdzielanie kociej rodziny do minimum 12 tyg życia, a nawet dłużej. A kotka uczy swoje dzieci dość brutalnie - jeśli taki polujący np na ogon matki maluch przekroczy granice, kotka nie ma skrupułów aby ugryźć go boleśnie, albo np usiąść na kociaku. I nie robi na niej wrażenia, że delikwent drze się w niebogłosy, wywija, walczy...kara ma długa i uciążliwa. Rodzeństwo doklada swoje -
ja cię użrę, ale fajnie. Ty mnie użresz - ałaa, boli, wrzask...ale wrzask nie robi wrażenia, bo wszyscy wszystkich gryzą.I tak uczą się polować i zabijać, ale też bawić się tak, aby nie bolalo i mnie, i brata. Co
in spe przeklada się na relacje z ludziem. Dwa razy w życiu mialam okazję oglądać cały proces - raz jakieś 100 lat temu jak trafil do mnie ślepy miot, który adoptowała moja ówczesna kotka, drugi - 5 lat temu, jak Menda sprowadziła się na moje podwórko z ostatnim miotem , wówczas ok 7 tyg.
Z moich kotów - Mycha trafila do mnie w wieku 8 tyg, jako ostatnia z miotu, Gucio w tym samym wieku został znaleziony na blokowisku - ewidentnie wywalony z domu ( sam już w końcu jadł, więc samodzielny). Oboje nie mają żadnego wyczucia, zwłaszcza Gucio.
Menda i Pietruś drapią wtedy, kiedy chcą udrapnąć - na znak, że zabawa się skończyła. Zwłaszcza Menda, przecież też kot podwórzowy. A potrafi, oj potrafi....TŻ ją oswajal troszkę silowo - brał na ręce i miział. Początkowo "walczyła o życie". Gryzla, drapała, prychala, syczała. Potem dawała się brać z jakąś taką rezygnacją -
jak już musisz, to trzymaj. Teraz kręci wokół jego nóg ósemki, zachęca ze stolu aby ją wziął...sama jemu na kolana jeszcze nie wskoczy, ale teraz to ona jest nachalna, a nie on