Ja całe życie marzyłam o kocie, mogłam mieć pierwszego dopiero wtedy gdy wyprowadziłam się z domu (to nie tak że rodzice zabraniali mi zwierząt, mieliśmy psa, rybki, ptaki, chomiki, świnki morskie, szczurki, myszki, ślimaki - oczywiście nie wszystko na raz, do tego odratowywane zwierzaki typu gawron etc, ale nie chcieli kota, obecnie mama moja ma kilka
).
Zamieszkałam sama i tuż po tym mój brat znalazł 3 tygodniowego kociaka w zawiązanej reklamówce, w krzakach, na polach.
Kilka miesięcy później moją główną myślą było: matko jedyna, czy ja naprawdę mam się tak męczyć przez najbliższe kilkanaście lat??????
Nie miałam kompletnie więzi z Żabką, opiekowałam się nią odpowiedzialnie, ale nie czułam z nią bliskości, miała naprawdę trudny charakter. To była dzika agresorka - absolutnie nie bojąca się ludzi, bo wychowana od maleńkości przeze mnie. Ja - brak doświadczenia z kotami, ona charakter totalnego dominanta nie wahającego się skoczyć do twarzy jeśli śmiałam się nad nią nachylić. Świetna mieszanka
Była dla mnie wtedy zupełnym rozczarowaniem jeśli chodzi o oczekiwania odnoście wspólnego życia z kotem. Wspólnego życia musiałyśmy się wspólnie uczyć całkiem długo. Żabka przeżyła z nami 16 lat - to przez nią wylądowałam na pogotowiu po pogryzieniu
Była dla mnie niezłą szkołą życia ale kochałyśmy się strasznie
Ona zaprzestała prób zamordowania mnie, ja doceniłam jej charakter, niesamowitą osobowość i niezależność.
Niektórzy takie nieświadome (i bardzo nie chciane, rodzące wyrzuty sumienia) rozczarowanie (miało być tak fajnie) przeżywają gdy biorą kota który od razu dużo choruje.
Jeszcze nie nawiąże się więź - a z miejsca kot powoduje ogromny nieraz stres związany z walką o jego zdrowie a czasem życie - to przecież ogromna odpowiedzialność. Do tego czasem upierdliwe objawy chorowania, biegunki, smarkanie po pościeli i ścianach, sikanie gdzie się da - tak też czasem bywa.
Nikt nie lubi bać się czy być zestresowany - szczególnie gdy tej więzi silnej jeszcze nie ma, czasem podświadomość utrudnia jej nawiązanie, bo "uważa" że kota nie było - i był spokój, kot jest - jest nerwowo, są przykre emocje, strach, obawa o koszta leczenia, czy da się radę, czy kot wyzdrowieje. Człowiek czasem ma poczucie że już zawsze tak będzie.
A czasem - po prostu człowiek się nie "zgrywa" z danym kotem. No nie iskrzy. Nie i już.
Ze względu na odmienność charakterów, osobowości, diabli wiedzą czego.
Myślę że powinieneś szczerze z dziewczyną pogadać.
Powiedzieć jej co czujesz.
To żaden wstyd, po prostu tak jest i już.
Może rozmawiając z nią dojedziecie do tego w czym jest problem, co Cię stresuje
tak naprawdę i czy jest to coś do rozwiązania.
Na pewno nie spieszyłabym się z oddawaniem kota, na to zawsze będzie czas.
Teraz go wyleczcie, dajcie czas na odpoczęcie i nawiązanie więzi.
Jeśli nie będzie lepiej - zawsze jest opcja poszukania mu na spokojnie nowego domu.
Możesz obecny czas potraktować jako bycie domem tymczasowym, na czas wyleczenia kocurka.
Dać sobie wyjście awaryjne, żebyś nie miał poczucia że stoisz ze swoimi uczuciami pod ścianą i będziesz musiał się męczyć z kotem który Cię stresuje przez najbliższe 20 lat czując do niego coraz większą niechęć.
W chwilach stresu takie myślenie samo wskakuje do głowy i wcale nie pomaga
Napisz coś więcej o kocurku, o tym co z jego zdrowiem.
Może tak ogólnie też coś doradzimy.
Ma jakieś zachowania które trudno Ci zaakceptować lub Cię męczą?
Budzi w nocy, szaleje a Ty jesteś spokojnym introwertykiem, dużo gada etc?
Miałeś już kiedyś kota w domu?
Nie masz obecnie bardzo stresującego kresu w życiu?
Czasem podświadomość przelewa lęk przed czymś zupełnie innym - na coś co teoretycznie można wyeliminować.
Bywa np. że człowiek bojący się np. o zdrowie bliskiej osoby ale zbierający wszystkie siły by być silnym, pomocnym, nie do złamania (taka gra w twardziela) - zaczyna nagle bać się np. prowadzić samochód albo wychodzić z domu.
O ludzkiej psychice i przeniesieniach emocji można by wiele napisać.