A ja grzebię po rozmaitych rozporządzeniach i ustawach i nigdzie nie widzę zakazu badania, wręcz przeciwnie.
Przy obserwacji w kierunku wścieklizny zaleca się badanie 5, 10 i 15 dnia.
Rodzaj badań nie jest określony, ale nawet jeśli, to pobranie krwi czy zrobienie usg ani nie jest leczeniem, ani nie zakłóci obrazu choroby (nie wprowadza się do organizmu żadnych leków ani preparatów).
Natomiast o ile dobrze rozumiem, to na przeszkodzie stoi zachowanie kotki, która nie bardzo daje się zbadać na żywca, więc trzeba by jej podać głupiego jasia do badania. I tu już może być problem, chociaż sądzę, że rozsądny wet umiałby sobie z tym problemem poradzić.
maczkowa pisze:Ale też po tym dzisiejszym opisie bardziej mi w głowie tkwi jakiś problem behawioralny, więc nie wiem, czy trzeba wszystko na głowie stawiać, żeby koniecznie przed koncem obserwacji badać ją. Po tym- oczywiście.
Kłopot z kotami polega na tym, że doskonale udają problemy behawioralne jednocześnie doskonale maskując objawy choroby.
Dopóki kot jest w stanie, to nie będzie pokazywał, że go boli, natomiast ponieważ go jednak boli, to może reagować gwałtownie na nietypowe sytuacje chociaż poza nimi zachowuje się zupełnie normalnie. Kot, którego coś boli, żyje w stresie, więc cokolwiek może go wyprowadzić z równowagi, którą tak bardzo stara się utrzymać.
Nie upieram się, że przyczyna jest na pewno chorobowa, ale myślę, że na podstawie tylko obserwacji nie da się choroby wykluczyć.
Natomiast na pewno nie zaszkodzi zapewnienie kotu maksymalnego spokoju do czasu wyjaśnienia sprawy. Jeśli jest taka możliwość, to odizolowałabym ją w jakimś pomieszczeniu od "domowego życia" - hałasów, gwałtownych ruchów, których nie zawsze da się uniknąć itp.