maczkowa pisze:OKI pisze:maczkowa, ale, np ja jako dt, też będę pytać, czy w razie czego będzie kasa na weta
Bo dachowiec w leczeniu wcale nie kosztuje mniej
Oki, to dla mnie dość oczywiste, natomiast sugerowana w ten sposób teza, że jak kogoś nie stać na jednorazowe wyłożenie 1500- 2500 zł na kota rasowego, to nie stać go w ogóle na kota, jest jednak trochę chybiona. Większość ludzi w tym układzie nie powinna miec kotów, psów, ba, chomików, a mają, a zwierzęta jednak dość szczęśliwie się u nich chowają.
Trzeba ludziom uświadamiać, że opieka nad zwierzakami czasami wiąże się z dość dużymi kosztami, ale nie można tez tego demonizować i robić zapory nie do przejścia.
Ja nie demonizuję. Daję konkretne przykłady.
Dachowiec kosztuje tyle samo, co kot rasowy.
Za moją pierwszą tymczaskę mogłam spokojnie kupić rasowego - w ciągu miesiąca
Oczywiście można adoptować za darmo kota z dt czy fundacji, ale warto sobie zdawać sprawę, że żeby go przygotować do adopcji, ktoś inny te pieniądze wydał.
I oddaje do adopcji po to, żeby kotu było lepiej, a nie gorzej niż w dt
Jeśli dla kogoś wybór między dachowcem a rasowym, to wybór między "dają za darmo" a "każą płacić", to wątpię, czy taka osoba powinna mieć kota.
Przy czym absolutnie nie piję tu w stronę autorki wątku, a wyłącznie do podpowiedzi typu "skoro cię nie stać, to weź za darmo". Bo dają. A jak dają, to brać
Skoro komuś się marzy kot rasowy - co ja doskonale rozumiem - to czemu po prostu nie odłoży tej kasy?
To raptem 2 lata czekania, zakładając, że odkłada się także na "kocią skarpetę" - wyprawkę i wydatki nieprzewidziane, jak choroba.
Serio to taki duży wysiłek?
Przecież jak ten kot już będzie, nawet zdrowy, to dalej trzeba tę kasę miesiąc w miesiąc wykładać - na żarcie i żwir, na szczepienia, odrobaczenia i przeglądy.
Jest to czas na przemyślenie, czy na pewno sobie poradzę, skoro w tej chwili moja sytuacja finansowa jest taka, a nie inna.
Kot to nie jest pralka, bez której w dzisiejszych czasach trudno żyć i trzeba kupić na raty już-teraz-natychmiast (dostając gwarancję).
Nie każdy musi kota mieć - jakiegokolwiek.
Kot - każdy kot - to wyrzeczenia. Finansowe, czasowe i organizacyjne.
Czasem trzeba się wyrzec ukochanej kanapy, a czasem roślinek lub ulubionego wazonika po babci, który właśnie "się sturlał".
Czasem zamiast wyjechać na długi weekend, trzeba ganiać po wetach, bo koty kochają chorować w weekendy i święta.
Czasem trzeba zaprosić behawiorystę i pod jego dyktando przearanżować mieszkanie czy tryb życia.
Jak ktoś nie jest gotowy do wyrzeczeń, zmiany swoich przyzwyczajeń czy trybu życia, ponoszenia większych lub mniejszych wydatków, to niech przemyśli, czy aby na pewno tego kota potrzebuje.
Oczywiście - podejście "nie mam kasy, ale jakoś to będzie, w razie czego dam radę" czasami się sprawdza.
Ale nie zawsze.
Stąd pełne schroniska.
I powroty z adopcji, bo ktoś nie był gotów do wyrzeczeń - czasem naprawdę niewielkich wyrzeczeń.
*****
Kocur, który mi się rozchorował w listopadzie, to właśnie taki zwrot z adopcji.
Z siostrą wrócił.
Bo sikały poza kuwetą.
Behawiorysta (zorganizowany przeze mnie) stwierdził, że problem jest stosunkowo niewielki i łatwy do wyprowadzenia.
Koty sikały pod nieobecność (częste delegacje) właścicielki, opiekował się nimi w tym czasie 10-latek, który po prostu nie ze wszystkim sobie sam radził (mimo chęci). Behawiorysta zalecił przede wszystkim opiekę dorosłej osoby na czas wyjazdów, nawet łącznie z dzieckiem. Zaproponowałam swoje darmowe usługi co najmniej do czasu wyprowadzenia sytuacji. I co? I nic - zabrakło woli i chęci, bo nowe łóżko, bo nie mam już siły, bo
niechcemisie...
Nie wiadomo, co kocurowi dolega, bo objawy ma co chwila inne, a badania nic konkretnego nie pokazują.
Wszystko wskazuje na gigantyczny spadek odporności w wyniku stresu po powrocie z adopcji
Jego siostra, która wróciła razem z nim, kompletnie nie odnajduje się w stadzie - jest atakowana przez inne koty, sama też atakuje ze strachu. Więc sika, tak, tak. Tylko że w warunkach dt nie mam szansy zrobić z tym czegokolwiek poza nafaszerowaniem kota psychotropami (łagodne środki niestety nie działają).
Myślisz, że ktoś mi te koty teraz adoptuje? Jeden chory nie wiadomo na co, a drugi lejący? Co z tego, że prawdopodobnie bez innych kotów by nie lał - nikt chętny nie będzie.
A koty wyjątkowej urody i młode.
Naprawdę.
Nie każdy musi mieć kota.
Bez znaczenia, czy to rasowy kot, czy zwykły dachowiec.
Bez znaczenia, czy drogi, czy dają za darmo.