majencja pisze:Tak , dokładnie .
Czyli wygląda na to, ze to co się zdarzyło Mami, to NZK , było kompletnie poza czyimkolwiek wpływem, że się zdarzyło Jej tak jak zdarza się i innym osobom, że nie mogłam wcześniej temu zapobiec, np reagując na to, że źle się czuła i wzywając pogotowie (pewnie by nie chciała, bo nieraz tak było), bo nawet gdyby Ją zabrali na SOR to i tak mogłoby go NZK dojść, tak jak u tej 92letniej pani (*).
Zastanawiam się nad tym, czy takiego wyjasnienia, takiej rozmowy nie powinna bądź mogła przeprowadzić ze mną dr z oiomu. Moze nie musi, może tak, ale ona ze mną rozmawiała i jedyne na czym się skoncentrowała to na powiedzeniu mi, że czasu nie cofnę i warto, abym, sie nauczyła masażu serca bo może kiedyś komuś dzięki temu uratuję życie. Nie wiem czemu to miało służyć, nie wiem jakie ona miała intencje, ale wiem to, że dla mnie stwierdzenie "czasu pani nie cofnie" oznacza, zę gdybym mogła cofnąć, zrobić masaż to bym uratowała Mamę. Pani "dr" ugotowała mnie na min 3 miesiące - oprócz tęsknoty, rozpaczy, żalu, i innych emocji zwiazanych ze stratą miałam/mam poczucie winy, które naprawdę mogło mnie zabić. A wystarczyło tylko wyjasnić, co to jest, z czym związane i na ile człowiek ma wpływ w sytuacji Mamy - dobre wyniki badań przy przyjęciu (morfo plus biochemia, elektrolity, ekg bez zmian, podobnie tk klatki i mózgu), czyli że trudno było coś wcześniej leczyć.. Mama miała wahania ciśnienia krwi, robiła pomiary, ale w ostatnich tygodniach było ono unormowane i w normie..
Nie rozumiem po co "dr " się tak zachowała, dwa razy co najmniej, raz w gabinecie, raz przy łóżku Mamy.. bezmyślna? głupia? Inna przyczyna?
Dobrze, ze zadałam to pytanie tutaj, ze napisałam co by mi pomogło. Ufam majencjo ze mi powiedziałaś jak jest naprawdę, zgodnie z Twoją wiedzą, a nie na pocieszenie trochę przekręciłaś rzeczywistość. Ale sądząc z Twoich wpisów myślę, że mogę Ci zaufać. Bo mi taka prawda, medycznie obiektywna jest potrzebna, aby dalej życ.
W nocy , przed północą zapaliłam Mamie świeczkę. Wczoraj minęły trzy miesiące od pierwszej śmierci Mamy.. świeczkę też dla Mikuni, której mi bardzo brakuje, i dla Taty, ktorego tez już tyle czasu nie ma... ale wczoraj w nocy, mimo ze nie spałam, po raz pierwszy w miarę mogłam udźwignąc to co się wtedy wydarzyło..