Etap, gdy znaczącą pozycję w jedzeniu zajmowało suche był chyba dla mnie najłatwiejszy, nie kupowałam wielkich worów, niby tansze, ale właśnie ryzyko, że nie zasmakuje, trudnośc w przechowywaniu, generalnie raczej takie po 3,5 kg i ewentualnie mieszałam. Ale też nigdy nie były tylko na suchym, zawsze też puszki, tacki itp,( takie w miarę sensowne jakościowo, ale nie lexusy wśród karm ), tyle, że jako równoważne z suchym jedzenie. Ale też i kotów miałam mniej. Jak mi się stado rozrosło w tamtym roku, w tym wpadły 4 maluchy z nieustającą biegunką do leczenia i ogrom czytania w związku z tym, wskutek czego postanowiłam zdecydowanie zmniejszyć, a w zasadzie prawie wyeliminowac suche. I zaczęła sie polka.
Mi ten Twój system bardzo się podoba, ale nie widzę szans, by to wprowadzić.
U mnie, jak któreś nie lubi, to nie lubi, mogę sobie przemycać do usr...śmierci, nie zje, czy to jeśli chodzi o rodzaj mięsa, czy postać. Dymek bez mielonego nie zje, Glucia z samym mielonym mocno kręci nosem.
Z kośćmi próbowałam nakrajać mięso na skrzydełkach, szyjkach, zeby bardziej pachniało, był punkt zaczepu, próbowałam tłuczkiem miażdzyć, zeby pachniało plus było łatwiejsze w obsłudze- nic. Większość nawet nie podchodzi do tego, Szarek i Żabka, które jedzą, trochę poskubią, ale tylko trochę i niekiedy. Może być to oczywiście kwestia tego, że widzą, ze reszta dostaje łatwiejsze jedzenie, bo dostaje. Wzięcie ich na przeczekanie nie działało, więc nie zostawię głodnych. Z tym, co nie lubiane-próbowałam mazać w czym dobrym, obliże- reszta zostaje, w kawałeczkach- kawałeczki wybierane te ok, reszta zostaje, jak trochę niechcianego smaku w mielonym- mielone w całości nie nadaje się do jedzenia. A jednocześnie widać, że głodne, łazi, skiełczy, podjada psie suche. Poza tym, Dziewczynka i Glutka są i wycofane w stosunku do mnie, a jednocześnie najdawniej są u mnie i się nauczyły celebrowania jedzenia, bo nie miały konkurencji, wąchają, przyglądają się, skubią delikatnie, po kawałeczku, a co więcej, jak ktoś się do miski zbliży - momentalnie się wycofują, nie potrafią bronić swego, nie ogarniają, że ktoś może ukraść - a może, bo z kolei mam Kluskę z syndromem wiecznie głodnego kota i ta nie je, tylko pochłania swoje i lotem błyskawicy śledzi, co komu można ukraść z warkiem, wślizgiem i błyskawicznymi oddaleniem się z łupem. Skubana potrafi mi spod ręki pól kg wołowiny zwinąć, gdy na chwile się odwrócę po coś. Te celebrujące nawet się nie obejrzą, a już nie mają nic. Zamykanie żadnego nic nie daje, bo celebrujące przestają jeść, bo albo uwalniają tego zamkniętego, albo same siedzą pod drzwiami się zastanawiając, czemu nie mogą jeść w zwykłym miejscu. Są oczywiście i 2 takie, ktore jedzą super, w zasadzie większość mięs, form im pasuje, ale co mi z tego, jak z resztą się bawię. Do tego moje psy hmmm.... No, to nie są Twoja Sweetie
.
Więc muszę robić te mieszanki z takimi mięsami i w takiej postaci, żeby jadły wszystkie, a przy stadzie 7 kotów te ilości, mrożenie, odmrażanie jest to męczące, szczególnie, ze do konca nie odkryłam wszystkiego, co może nie pasować. Ku mojemu zaskoczeniu- dla wszystkich królik w zasadzie jest niejadalny, chyba, że wmieszany, cielęcina też be, wołowina np karczek- super, pręga z tej samej partii świeżutka, podana 2 minuty później już nie nadaje się dla części do jedzenia.
A najgorsze, że pierwsze próby były super i naprawdę byłam przekonana, że surowizną sobie ułatwię życie, bo może posiedzę nad robieniem, pokrążę szukając mięsa, ale skończy się wybrzydzanie nad miskami
OSZUKAŁY MNIE!!!!