Przywitam się i wklejam fragment maila, który rozesłałam do fundacji
"Moja mama, lat 85 wspólnie z sąsiadką dokarmiają blokowego kocura, kocur jest mocno leciwym panem, ma swoje lokum w ogrzewanej piwnicy i jest regularnie karmiony (kastrowany), myślę, że w spokoju dożyje tam swoich dni.
Problem pojawił się, kiedy na osiedlu ktoś wyrzucił dwa małe kociaki, jeden zginął, drugi wprowadził się do lokum kocura. Prawdopodobnie jest to młodziutka kotka, może około sześciu miesięcy. Koty jakoś współegzystują, młoda/młody jest karmiony i na ten moment jakoś tam zabezpieczony.
Nie ma jednak możliwości, żeby kotka/kot zastała tam na stałe.
Mama jest w mocno podeszłym wieku i ma bardzo poważny, postępujący, problem z chodzeniem, sąsiadka jest również starszą osobą, po kilku operacjach. Obie mieszkają, póki co, póki jeszcze dają sobie jakoś radę, samotnie. Jednak ten stan w każdej chwili może ulec zmianie i konieczne będzie zabranie obu starszych Pań przez rodziny.
Ja mieszkam na drugim końcu Polski, rodzina sąsiadki w Norwegii.
Kot wtedy zostanie bez dachu nad głową i jedzenia.
Dodatkowo osiedle nie jest bezpieczne, obok przebiegają bardzo ruchliwe ulice na jednej z nich zginął ten drugi kociak.
Dochodzi jeszcze kwestia sterylizacji, jeżeli to kotka to za chwile wróci z przychówkiem a wtedy to już kaplica. "
Jestem teraz chwilowo na Podkarpaciu, mogę łapać kota i dowiozę, jeżeli się znalazłoby się jakieś miejsce. Pokryje koszty utrzymania.
Z fundacjami nic, niestety. Nie jest to tragiczna historia, co serce porusza.
Młode jest młode, ma jeszcze szanse na dom, jeżeli ktoś nad nią chwilę popracuje.
Inaczej czeka ją dość kiepski los.
Umaszczenie to krówka.
Ktoś mógłby pomóc ?
Tak, wiem, że liczę na cud.....