» Pon gru 31, 2018 9:17
Re: sanacja paszczy
Moje Drogie, czytam Wasze posty i zaczynam wierzyć, że żyjemy w różnych rzeczywistościach. U jedynego weta w mojej miejscowości nie wykonuje się żadnych badań poza pomiarem temperatury, osłuchaniem stetoskopem i zbadaniem czy w uszach nie ma świerzbowca. Nie ma mowy o pobraniu krwi do badań, nie ma mowy o zrobieniu zwykłego testu płytkowego np., na białaczkę, nie badany jest mocz, nie ma usg, nie wspominając o narkozie wziewnej. Przed zabiegiem zwierzę jest tylko zważone, aby dobrać odpowiednią ilość środka. Na wszelkie badania diagnostyczne musimy jeździć do ościennych miejscowości i też mamy już sprawdzone tylko dwa gabinety, gdzie robią jako taką diagnostykę. Takie są realia małych pipidówek. Sądzę, że nie tylko u mnie tak jest. Dlatego coraz częściej dopada mnie myśl, że my, z tych małych miasteczek i wsi chyba nie powinniśmy zabierać się za pomaganie zwierzętom, bo nie mamy takich możliwości. Chodzi tu o finanse, transport itp. Nie oszukujmy się, każde zwierzę zgarnięte spod krzaka czy ulicy wymaga pomocy normalnego weterynarza. To tak trochę się pożaliłam w związku z kończącym się rokiem. Wiem, że nie każdy zrozumie mój wpis, wiem, że niektórym to się nie mieści w głowie, ale ja już przeżyłam kilka tragedii kocich z winy wetów. Te tragedie bardzo dużo mnie nauczyły + lektura tego forum. Pozdrawiam.