» Pon gru 24, 2018 13:17
Re: Mieszkam ze Sfinksem, potrzebna pomoc.
No to zacznę może od osób, które mówią "biedny kotek" i nic poza tym. Dziękuję za jakże pomocne wskazówki.
Teraz parę słów o podejściu współlokatorki. Po pierwsze, uważa że wyolbrzymiam problem. Zapewne dlatego, że to nie ona myje podłogi trzy razy dziennie. To, czego nie jest w stanie przeoczyć, zrzuca na rasowość kota i puka się w głowę, gdy wspominam o wetach, badaniach... Dla niej sytuacja jest w pełni normalna. Mnie osobiście zwyczajnie nie stać na latanie po lekarzach. Jestem w ciąży, siedzę na mizernym zasiłku chorobowym z ZUS i cieszę się, jak po opłaceniu rachunków zostaną dwie-trzy stówki na jedzenie. Spróbuję ją przekonać, żeby coś w tym kierunku zrobiła, jak wróci od rodziny. Jeśli się nie uda... Cóż, odłożę jakoś.
Kot posiada całą masę zabawek. I naprawdę jest z mojej strony wola, żeby się z nim bawić. Ale ze strony kota takowej woli nie ma. Nie znam się na jakości drapaka, czy półek, mogę jedynie powiedzieć, że istnieją. Kot ma po czym się wspinać... Ale i tak woli ludzi. A bieganie po blatach ma na celu raczej kradzieże, niż zabawę.
Całe moje dotychczasowe doświadczenie z kotami to były dachowce, których zachowanie nie ma nic wspólnego z tym, co robi Wielki Łysy Goblin. I naprawdę, nie uważałam się za osobę nienadającą się do posiadania zwierząt. W domu rodzinnym były zwierzęta po przejściach, zarówno fizycznych, jak i psychicznych i nigdy nie zetknęłam się z zachowaniem, które choćby przypominało to, co robi ten kot. Ale patrząc na to, co się dzieje, raczej nie zdecyduję się nigdy na kupno czegoś innego, niż rybki. Cała moja wiedza o zwierzętach okazała się nic nie warta.
Spróbuję na początek z tymi puszkami MACs. Może to coś da... Jak się święta skończą, zapoluję na parę puszek i dam znać, jaki był efekt.
Co do karmy z koniem, to jest karma po której najmniej reaguje. Po wszystkich innych drogich wynalazkach, łącznie z tymi medycznymi karmami nie zawierającymi niczego, z kota po prostu ciekło. Po tej karmie zrobił się bardziej aktywny i wreszcie zaczął rosnąć.
Nie wiem, kto go sprzedał. Nie wiem, skąd kot pochodzi. Papierów z hodowli nie znalazłam. On tu już był, jak się wprowadziłam. I naprawdę na początku było z nim dużo gorzej. Karmę z koniem wprowadziłam ja (za te swoje mizerne parę stówek na jedzenie), konsultując to wcześniej w sklepie będącym pod nadzorem weterynaryjnym, chwalmy pana podskakując, za darmo. To, co jadł wcześniej, było własnościową marką jakiejś lecznicy pozbawioną wszystkich potencjalnie alergennych składników. I nie pomagało. Zaczęłam pilnować, żeby nie miał dostępu do psiego żarcia, czy brudnych naczyń. Na grzywce staję, żeby jakoś go wyprostować. A on z bezczelną miną podszedł dzisiaj do mnie jak jadłam śniadanie, zrobił "miau" i walnął kupę na środku kuchni. Może jestem złym człowiekiem, który dręczy zwierzęta i diabli wiedzą, co jeszcze, ale czy to moja wina, że czasami brakuje mi już siły, kiedy mimo nadwrażliwości na zapachy i żołądka w gardle moim głównym zajęciem w mieszkaniu jest sprzątanie po tym demonie?
Jestem z Warszawy.
Kot jest trzymany z myślą o rozmnażaniu, jak dorośnie. Mam nadzieję, że uda mi się znaleźć inne miejsce zamieszkania, zanim to nastąpi... Współlokatorka zakupiła tego gremlina z myślą o sprzedaży młodych za dwa tysie od sztuki. Jest osobą typu "jeśli będę mocno chciała, świat się do mnie dostosuje", więc myślenie o konsekwencjach nie leży w jej naturze.
Pryskanie wodą zostało zarzucone już dawno. Nie ze względu na straszliwy stres u kota, tylko dlatego, że bydlę, które należy kąpać co kilka dni nie reaguje na wodę w żaden sposób. Nie sądzę, żeby to było dla Trąby Jerychońskiej jakieś traumatyczne, bo akurat kąpać daje się grzecznie, nie ucieka, nie drapie.
Myślę o behawioryście dlatego, że moim zdaniem są to wszystko działania celowe. To byłby wypadek, gdyby kotu się "ulała" kupa w jakimś randomowym momencie. Ale kiedy kot się budzi, złazi z miejsca, gdzie raczył spać i idzie narobić na mnie lub tuż przed moim nosem, to wygląda na problem psychiczny.