To jest mój pierwszy post na tym forum, zatem proszę o wyrozumiałość
Dwa miesiące temu wzięłam do domu kocurka brytyjskiego Leo (obecnie ma 22 tygodnie - kastrujemy w nowym roku), ze spokojnym charakterem - taki lord, który lubi się miziać kiedy to on ma ochotę, nie lubi brania na ręce, ale sam wskakuje na kolana tylko do mnie. Bawić się bawi, ale nie jest to zabawa podczas której wszystko lata - na wędkę poluje analizując sytuację, piórko natomiast musi wychodzić z jakiejś dziury, piłkę i słomki pokopie, ale bez szaleństw. Oczywiście ma zrywy jak każdy kotełi wtedy wszystko jest x2.
Ponad tydzień temu dołączył do nas drugi kocurek brytyjski, Munio (obecnie ma 17 tygodni - wykastrowany w hodowli) i jego charakter okazał się całkowicie odwrotny - wcielona szajba Bardzo lubi być głaskany i przytulany i sam się ociera o twarze - do mnie nie przychodzi . Bawi się dosłownie wszystkim, kartkami, firanami, piórkiem, a słomki śrutuje jak kornik. Wystarczy, że coś się poruszy i już biegnie do nowej zabawki.
Kotki po 5 dniach się całkowicie polubiły, biegają za sobą, zaczepiają się, wczoraj Muniek nawet umył Leo pod kitą ale... martwi mnie fakt, że czasem Muniek olewa Leo zaczepki, a ten wygląda na smutasa, choć pewnie smutny nie jest, Jak młodszy się bawi, to starszy tylko patrzy. Gdy Leo znajdzie nakrętkę i zaczyna kopać, Munio mu ją odbiera choć ma wokół mnóstwo innych pierdół. Nie mam szansy się pobawić z Leo, bo młodszy się wtrąca i wygarnia mu wszystkie zabawki. A kiedy zamknę się na chwilę w pokoju z Leo, to ten ma w nosie i chce, bym otworzyła drzwi, żeby mógł poszukać Muńka i za nim chodzić.
Powinnam się cieszyć czy martwić? Bo jestem zmieszana
Nie rozumiem żadnego z nich i może ktoś z was mi pomoże Zaczynam się bać, że mają zbyt odmienne temperamenty.