Można większość kotów przyzwyczaić do obcych ludzi, chociaż oczywiście nie wszystkie.
I, jeśli kot jest płochliwy, to zazwyczaj tylko w ograniczonym zakresie.
U mnie goście dostają wędkę albo przysmaczki przekupne, żeby się nieśmiałki przekonały, że obcy nie jedzą kotków, a może być nawet fajnie
Czasami proszę o sygnał (np. sms) tuż przed wejściem, żeby delikwenta wziąć na ręce przed dzwonkiem i nie wykopywać przy ludziach spod szafy. Bo co po wędce, jak kot jej nie widzi
Można zacząć od rzucenia im kilku smaczków pod szafę (czy gdzie tam siedzą) w trakcie wizyty, a dopiero na kolejnych sesjach zacząć je wywabiać coraz bardziej. Najpierw rzucając dalej, potem bliżej, ostatecznie próbując podać z ręki. Do tego wymagani są cierpliwi i kociolubni goście
Niektóre koty wiejące na dźwięk dzwonka kompletnie nie reagują, jeśli gość wchodzi ze mną albo sam otwiera sobie domofonem, a drzwi są już otwarte z zamka.
Dwie zasady:
1. Takie odwiedziny muszą się regularnie powtarzać, dość często w miarę możliwości, bo koty zapominają, a co nieznane i niecodzienne, to straszne. Jak w ubiegłym roku złamałam nogę i codziennie ktoś mnie odwiedzał, żeby pomóc (głównie w sprzątaniu kuwet i karmieniu), to nieśmiałki poczyniły ogromne postępy. Niestety jak tylko odzyskałam samodzielność, to nastąpił spory regres, bo prowadzę jednak dość oszczędne życie towarzyskie.
2. Warto żeby takie wizyty z przysmaczkami czy wędką potrwały dłuższy czas - godzinkę lub dwie - i były spokojne. Wejście i wyjście to zawsze dodatkowe zamieszanie i dodatkowy stres dla takich płochaczy, więc nie warto ich wywabiać przy krótszych wizytach, bo tylko się dodatkowo zestresują. Brzękanie talerzami przy wystawnym obiedzie też ich raczej nie zachęci, ale już jakieś pogaduchy przy kawie i ciachu to dobry moment na pracę z kotami.
Teraz mam półroczną tymczaskę, Pyzę - przeogromna pieszczocha w stosunku do mnie, cudowna do innych kotów, ale obcych ludzi się bała panicznie.
Trochę zaniedbałam jej socjalizację najpierw przez jej leczenie, potem przez nieuwagę - ponieważ w stosunku do mnie jest kompletnym przylepcem, to późno się zorientowałam, że potrzeba jeszcze trochę pracy nad socjalizacją.
Wędka jednak działa cuda
Do osób, które regularnie nas odwiedzają już wychodzi prawie natychmiast (wyraźnie je poznaje) i po zabawie pozwala się głaskać bez paniki. Do całkiem obcych potrzebuje więcej czasu, ale wędka ma nieodparty urok i chociaż najpierw spod łóżka poluje, ale potem się zapędza coraz dalej i dalej. Ostatnio prawie na kolana wlazła niuchając, zanim się zorientowała, że to obcy
No i jak wchodzę z kimś, to Pyza zupełnie nie uznaje konieczności wpadania w panikę
Czy w ogóle jest sens ośmielać koty? Ja jednak myślę, że jednak tak.
Nie po to, żeby się móc nimi pochwalić (choć to też może być istotne, np. przy adopcjach), ale dla nich samych.
Jak wieją i siedzą pod szafą, to przez cały czas wizyt się stresują - zupełnie niepotrzebnie przecież.
Nie muszą być miziakami pchającymi się każdemu obcemu na kolana, ale po co mają się bać ludzi?
Lepiej jeśli wizyty obcych ludzi będą jakąś odmianą, atrakcją (okazją do wyżerki czy zabawy), niż koszmarem, przed którym trzeba się chować.