Okej
Domyślam się, że temat na pewno był poruszany, ale grzebnęłam w wyszukiwarce i nic stricte tematycznego nie znalazłam, choć, przyznaję, nie doleciałam do końca.
Szukam pocieszenia, wsparcia psychicznego, ewentualnie dilera jakiś mocnych środków, które pomogą mi się uporać z "Cierpieniami młodego Wertera", które właśnie rozgrywają się u nas w chałupie. Werter, jeśli pamiętacie, zastrzelić chciał się bardzo, ale nie wycelował, za czem umierał długo i smętnie. Tak właśnie umierają dwa z naszych trzech kotów. Trzeci ma wylane, dostał mokre, zeżarł mokre.
Tytułem wyjaśnienia.
Kokosowa - ma podwyższoną kreę i mocznik, ale nie jakoś tragicznie. Do kompletu ma paskudny charakter i struwity.
Pasztetu - ma walnięte pozapalnie nery, fosfor na granicy, kreę i mocznik też. Ten żre.
Precel - parametry ma w normie, nie licząc jakiegoś drobnego piaseczku w pęcherzu. Nie ma zębów, ma za to ciężką neurozę. I wielbi chrupki nad życie.
No i wetka zaordynowała (po wielkiej wtopie z drogą fontanną), że towarzystwo ma więcej chlać i żreć mokrą. Najlepiej tę o obniżonej zawartości fosforu. Albo nerkowego BARFa. Byle nie suchą. Zasięgnęliśmy porady specjalistki od ciężkich przypadków, uzbroiliśmy się w wytyczne i próbujemy
Metodą bardzo małych kroczków, bo metoda większych kroczków nie sprawdziła się zupełnie.
Jest to dla mnie czas desperacji. Oraz objawień.
Bo na przykład do tej pory nie wiedziałam, że sucha karma, którą się zmieli, przestaje być nagle karmą suchą i staje się produktem zupełnie niejadalnym. Nawet wrzucenie do niej kilku ziarenek suchcielca nie pomaga. Ba! Święty Graal kolegi Precla, znaczy Purizon, po zmieleniu przeistacza się w jakieś obrzydlistwo. 2 g mokrego żarcia (tak, słownie DWA GRAMY) zakopane pod 15 gramami suchacza wymieszanego z suszonym tuńczykiem czynią całość niezdatną do spożycia. Nawet wyjęty z tego stosu pojedynczy chrupek, który przez trzy minuty znajdował się 2 cm od grudki mokrego, jest zjawiskiem obcym i niepożądanym.
Cuda, ludzie, po prostu cuda.
Bardzo jestem ciekawa Waszych doświadczeń w tej materii
Zwłaszcza, że mam nie tylko kolekcję niejadalnych puszek (aka "Cmentarzysko dobrych chęci"), ale również ponad 2 kilo BARFa w zamrażarce - krwawicę moją, której ŻODYN nie chciał ruszyć.
Czy komuś udało się przestawić zaprzysiężonych chrupkożerców?
Czy znane są przypadki popadnięcia w szaleństwo w związku z nadmiarem kociego wycia?
Czy ktoś udusił swojego kota?