Dziękuję Wam bardzo , ciężko jakoś mimo wszystko pogodzić się jego taką szybką i niespodziewaną śmiercią
Ten biedny kotek przeszedł prawdziwą drogę przez mękę w swoim krótkim zyciu
Białaczka, kastracja, operacja przepukliny, wyrywanie ząbków, plazmocytarne zapalenie dziąseł, które nawet po ekstrakcji nie odpuściło i w sumie nie wiadomo co jeszcze, bo nigdy do końca nie zdiagnozowane, co w tym pyszczku się dzieje. Ogromne rany na szyi prawdopodobnie czulenie na pchły.
17 lutego 2019 roku miał wyrwane zabki. Od tej pory zrobił się nie do ogarnięcia. Skończyła sie pokora u weta, robił się coraz bardziej agresywny. W końcu mu odpuściłam, bo widziałam, jak strasznie działają na niego te wizyty. W sumie przez cały ten czas zastanawiałam się, dlaczego on jeszcze żyje...
I teraz, jak już coraz rzadziej miał nawroty choroby, ślinienia i złego samopoczucia, przestał źle reagować na mój widok i nawet dał się poglaskać, ładnie wszystko jadł i ładnie wyglądał, niespodziewanie jak grom z jasnego nieba przyszła ta smierć.
Wszystko stało się w dwie godziny, nie chcial poczekać aż skończę pracę i pojedziemy po ratunek, chociaż pewnie i tak nic by już nie dało się zrobić.
Żył i umarł na swoich warunkach.
Chciałam zrobić sekcję, żeby chociaż wiedzieć dlaczego...
Zrezygnowałam, bez sensu, po co.
Wetka mówiła, że mógł mieć jakiegoś chłoniaka, coś pękło, jakiś wylew i obrzęk płuc.
Chciałabym, żebyśmy go zapamiętali takiego
Puszkinek znalazł swoje ostatnie bezpieczne miejsce w ogródku u znajomej. W towarzystwie adoptowanego kiedyś ode mnie Pompona i Oskarka. Musiał spocząć godnie i tak, jak trzeba