Bardzo dziękuję
To prawda, że ciągle mam coś pod pieką, bo one mnie znajdą nawet jak udaję, że ich nie widzę.
Nasze koty z III piętra jakoś się trzymają.
Byłam u pani kilka razy, zawoziłam trociny i karmę, którą poratowała nas Baltimoore
Nie wchodziłam na górę, bo strasznie nie miałam czasu, zawsze spieszyłam się do domu, do Sami, do weta ...
Wiem tylko z opowiadań, że Puszkinowi na chwilę przestało się lać z pyska, cały jest w kołtunach bo przez ten czas nie dał rady się umyć, a teraz nie da sobie tych kołtunów ani rozczesać ani nic z nimi zrobić . Nie widziałam go, nie wiem w jakim jest stanie, ale je. On już tak przyzwyczaił się do tego bólu, z którym żyje, że mu już nawet przy jedzeniu nie przeszkadza. Głód jest silniejszy niż ból. Jemy na pewno dałoby się pomóc, ale tylko na zasadzie, że sam by tego chciał, a pani w tym względzie nie chce ze mną współpracować, bo uważa, że skoro je to jest jeszcze dobrze.
Myszkę bolą zęby, Miśka bolą zęby, Maciuś też po jednej stronie nie da się dotykać i czasem przy jedzeniu miauknie. Jedynie Fela i Żabka na razie nie mają żadnych dolegliwości.
Pogoda beznadziejna jak na zimę, ciepło, tylko czekać jak te wychodzące zaczną przynosić na sobie kleszcze i pchły. Do tego Muszka z piwnicy już podobno pchły złapała.
Teraz muszę pomyśleć, żeby to dziadostwo znów się w domu nie zagnieździło i zapodać jakiś preparat.
Wszystkie funkcjonują na zasadzie
JAKOŚZajmę się nimi po kolei jak się trochę ogarnę, ewentualnie jakby się coś działo i wymagało pomocy na
już.
Moje stadko pod blokiem nie wygląda na szczególnie zabiedzone i wymagające pomocy. Kilka osób je dokarmia, w miskach zawsze do pełna, głodu nie cierpią, a zdrowotnie na razie same się jakoś ogarniają.