No to teraz troche informacji nt. kotów, które pozostały na III pietrze.
Byłam u nich ostatnio 11 lipca.
W sumie u kotów bez zmian, tak samo jak i w mieszkaniu. Nic się na korzyść nie zmieniło. Pani nie ma czasu sprzątać, bo jest strasznie (nie wiem czym) zajęta. Przeszłam nad tym do codzienności, bo w sumie kotom to nie przeszkadza, a skoro jej tak dobrze to kopać się z koniem nie będę. Choć nie ! Jednak coś na korzyść się zmieniło. Od kiedy koty są pokastrowane, okna otwarte bo osiatkowane i wszystkie 6 korzystają z trocin w kuwetach w domu nie śmierdzi, a na klatce schodowej nie czuć nic w ogóle. Kiedyś to już dwa piętra niżej nie szło opędzić się od zapachu i smrodku. Nawet sąsiedzi przestali się z nią chandryczyć z tego powodu. W domu bardziej smierdzi brudem niż kotami.
Niedawno po powrocie do domu zastała w drzwi wsadzone jakieś pismo. Nie wiem, nie widziałam co tam było napisane, ale wspominała, że pismo było od komornika i pisało o jakiejś eksmisji.
Te wszystkie parabanki pewnie upomniały się w końcu o swoje należności, albo spółdzielnia, nie wiem. Z tego co wspominała to wygląda na to, że czynszu dalej nie płaci, tylko bieżące rachunki. Jakoś szczególnie się ta eksmisją nie przejęła, u komornika nie była choć ją prosiłam, żeby dowiedziała się jakichś szczegółów w temacie. Na bruk to pewnie jej nie wywalą, ale u nas gmina ma jakieś lokale dla eksmitowanych i myślę, że wcześniej czy później to się tak skończy, bo jak się nawet nie chce zadbać o swoje interesy to czego sie można spodziewać. Nie wiem, jak teraz się mają przepisy do takiej "przeprowadzki".
MYSZKA - jest w stanie niedobrym
Cały pyszczek spuchnięty, aż po oczkach widać. A właścicielka niestety nie da się tknąć, bo dopóki JE to nie trzeba jej ruszać. Potem będzie jak z rudym, zeby mu wyrwali a nic nie pomogło. I wcale nie działają na nią moje argumenty, że z rudym jest jak jest, ale żyje. I jakby mu w paszczy porządku nie zrobili to do dziś pozostałby tylko wspomnieniem. A z drugiej strony też się boję cokolwiek robić i jej do tego namawiać, bo rzeczywiście jej pyszczek jest w takim stanie, że obawiam się, że nawet po zabiegu może się nie poprawić, bo to już za daleko zaszło . Będzie na mnie, że znów nie pomogło. To musi być jej decyzja, namawiać więcej nie będę, choć robię to za każdym razem jak tam jestem bo mi zwyczajnie kota cierpiącego żal
MISIEK - dalej uwielbia spacerować po parkingu i spędza na nim większość czasu, do domu przychodzi tylko na jedzenie i spanie i zrobił się strasznym chuliganem. Kiedyś brzucha rozkładał do głaskania i miziania, a teraz jest na zasadzie " śpię ! Proszę mi nie przeszkadzać !" Do tego stopnia, że nawet pazurka użyje jeśli głaskający nie chce się ostrzeżeniom podporządkować. W pyszczku też nienajlepiej, bo wiadomo, że samo się nie wyleczy, ale o zabiegu też póki co mowy nie ma.
PUSZKIN - chyba mnie trochę zapomniał, bo już nie ucieka w panice na mój widok. Jest też w kiepskim stanie, ale żyje, je, pije i nie najgorzej wygląda. Jakim cudem ten kot żyje ? - sama nie wiem....
Najlepiej ze wszystkich mają się FELA i MACIUŚ, które mimo białaczki są w dobrym stanie, nie mają żadnych oznak choroby, są wesołe i towarzyskie, i oczywiście świata za sobą nie widzą nadal, wszędzie raem, gdzie jedno tam i drugie
ŻABA też ma się dobrze, ale od kiedy jest lato do domu zagląda rzadko, woli mieszkać na polu, na noc trzeba ja na rękach przynosić i używac przemocy, bo z własnej woli nie chce wracać.
Problem jest też z MYSZKĄ (koteczką polna, która mieszka w piwnicy) Nie wiem, nie widziałam jej, ale pani mówiła, że na brzuszku, przy cyckach zrobił się jej jakiś guz. Boję się, że to coś na listwie mlecznej i źle się skończy. Jak będę bardziej przy czasie to ją zabiorę do weta. Przypomniało mi się też, że po sterylizacji wetka wspomniała, że znalazła jakiś guzek i go wycięła też. Możliwe, że wróciło ze zdwojoną siłą.
No i u kotów w zasadzie tyle nowego, a raczej po staremu. Zobaczymy jaki scenariusz szykuje dla nas życie.
Musze niestety kupic karmę, bo koty skazane tylko na mięsko z Biedronki i choć je lubią i chętnie jedzą, to długo na samym mięsku raczej nie pociągną.
Uzupełniłam rozliczenie i włosy mi stanęły na głowie, jaką kwotę już na koty udało się wydać a tym samym uzbierać.
Uzbierane do tej pory - 11 462,00
Z Pomagam.pl - 4 685,00
Wydane - 13 890,73
Dysponuję jeszcze kwotą 2 256,27
To wszystko od Was
Może macie jakieś sugestie co mam dalej z tym robić ?
Ostatnio kupiłam środki na pchły, kleszcze i robaki, może kupię troche karmy, a resztę na czarną godzinę i w razie potrzeby, jakiegoś leczenia, zabiegu ?
Teraz znów przerwa, a jeszcze dziś doniosę o innych kotka, które tez przecież są, bo jakby to było, żeby ich nie było ....