Przepraszam bardzo, że nic nie piszę, ale od pewnego czasu sama jestem w jakimś niebycie . Dużo czynników się na to składa, o których niekoniecznie chciałabym tutaj wypisywać. Mój stan psychiczny jest kiepski, a że przebojowośc nie jest moją mocną stroną stąd tak jest. Wątek zaniedbałam, wydarzenie na fb również i choć od wielu mam (prywatnie) sygnały wsparcia, za które szczególnie dziękuję, nie jestem w stanie pozbierać się do kupy. Mam straszne zaległości w sferze kociej, a także osobistej, które ciężko będzie nadrobić.
U kotów do tej pory było w miarę dobrze. Jednak stało się to, czego najbardziej się obawiałam. Po świętach pani zadzwoniła, że Puszkin od wigilii nic nie je ani nie pije. Dwa dni (piątek, sobota) na niego polowałam i choć wyglądał bardzo źle, ośliniony, brudny, sierść zaniedbana , to siły miał na tyle dużo, żeby nie dać mi się złapać. Odpuściłam, bo nawet jak go dopadłam to nie było takiej siły, która mogłaby go wsadzić do transportera, a nie mam nikogo, kto by mi pomógł. Kobieta jedną sprawną ręką to może sobie najwyżej pomachać.
W poniedziałek uzbrojona w posiłki ( zwerbowałam kolegę) poszliśmy razem żeby go spacyfikować. Szukaliśmy wszędzie, jednak kota nigdzie nie było. Zajrzałam do wnętrza transportera, a ta bieda tam siedziała schowana, jakby chciał mi powiedzieć "jestem gotowy, jedźmy już po ratunek". Zamknęłam tylko drzwiczki i pojechaliśmy.
Na miejscu okazało się, że wnętrze paszczusi jest w opłakanym stanie i chociaż to bardzo łagodny i grzeczny kocurek, to zaglądnięcie mu do środka to była walka o życie, wydawało się, że obie nas z wetką pożre z bólu.
Dostał steryd, został nawodniony.
W domu po wyjściu z transportera pierwsze kroki skierował do miski z wodą. Pił...pił i pił... Za chwilkę dostał musik Gourmeta i chociaż widać było, że jedzenie jeszcze sprawia mu problem to i tak mimo bólu zjadł cały z apetytem.
Wczoraj też jadł, nawet surowe mięsko nie sprawiało mu problemu.
Jednak dziś od rana znów postanowił się głodzić. Miałam się z nim pokazać po tygodniu, jednak w tej sytuacji wybiorę się jutro o ile będę w stanie go dopaść i usidlić. Chyba, że tak jak poprzednio poczeka na mnie w transporterze. Nie mam kogo poprosić o pomoc, taką realną, bo każdy ma swoje sprawy i niechętnie spełnia moje zachcianki
, a kobieta ma jedną sprawną rękę i też nic mi nie pomoże .
U Joasi też koty się zasiedziały i też okazało się, że to koty z problemami.
Trisia była u weta i dostała już 2 razy coś przeciwświądowego, bo strupki znowu zaczęły sie pojawiać. Jest cały czas na karmie weterynaryjnej przez co cierpią wszystkie koty, bo jedzenie dla każdego jest wydzielane wg pory.
Tobiś zamiast do domu wybiera się też na zabieg zębowy, bo wet stwierdził, że nie ma na co czekać. I chociaż jeszcze nie ma stanu, w którym przestał jeść to suchej karmy nie je, może dlatego, że sprawia mu ból. Jeśli się uda to zabieg zrobimy jak najszybciej się da, zaraz po badaniach i o ile wyjdą dobrze, to szybko.
Dostałam wiele informacji i zdjęć od kociaków, które już się w swoich nowych domach zadomowiły na całego.
Dziś też zabieg usunięcia wszystkich ząbków miał Kokos. Pan przebadał kota wzdłóż i wszerz żeby mieć pewność, że będzie dobrze. Dostałam informację po zabiegu, że już jest w domu i dochodzi do siebie. Życzyłabym sobie tylko takich odpowiedzialnych domów, jak temu kotu się trafił.
Muszę też zadbać o finanse na dalsze leczenie.
Każdy początkiem roku robi jakieś noworoczne postanowienia więc wymyśliłam, że chyba wyjmę z szafy włóczkę i szydełko, i zajmę się jak kiedyś produkowaniem kocich zabawek, może trafią się na nie jacyś amatorzy, bo sucha karma się skończyła, Trisia musi dostać weterynaryjną, wizyty u weta i leczenie znów pochłonie majątek
Rozliczenie uzupełniam - przez ten czas wspomogła nas na koncie Pani Ela (nowa właścicielka Meli), moja znajoma z Niemiec. Pan od Kokosa i jego kolega na pomagam.pl też wsparli i wysłali parę groszy
A teraz troche obrazków.
Puszkin w drodze i po powrocie do domu od weta. Natychmiast poszedł do picia i jedzenia. Szkoda, że trwało to tylko 2 dni
Na szczęście reszta kotów trzyma się dzielnie, zwłaszcza Misiek, choć boję się o niego, bo wygląda coraz lepiej, co też zdrowe nie jest, bo wcale nie je za dużo, chyba że coś podczas podwórkowych spacerów ogarnia
I tym optymistycznym akcentem na dzisiaj wystarczy, a jeszcze jedno postanowienie noworoczne, to - obiecuję - znów być na bieżąco z informacjami od nas.
Wszystkiego dobrego w Nowym Roku dla Was i Waszych kocich przyjaciół