1m2 na kota. PUSZKIN za TM :(

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Wto lis 12, 2019 15:15 Re: 1m2 na kota. Puszkin-ja już nie wiem co z tym kotem...

Nie ma to jak remoncik :ok: a po drodze zgubić zasilacz do laptopa i lipa :mrgreen:
Dlatego korzystając z dobrodziejstwa "pracowego" komputera donoszę iż : pellet dostarczony do kuwet, ale nie pachnie lasem jak trociny tylko jakimś syfem, zobaczymy co koty na to powiedzą.
Dziękujemy bardzo Baltimoore :1luvu: :1luvu: :1luvu: Która cały czas o nas pamięta i teraz też niespodziewana przesyłka do nas dotarła
Jesteśmy z :kotek: :kotek: :kotek: bardzo wdzięczni, dziękujemy :1luvu:
Obrazek

Na ten czas kończę chyba pomału roboty remontowe z przerwą do wiosny to będzie więcej czasu na inne (kocie) zajęcia.

Koty raczej zdrowe, najlepiej trzymają się Maciuś z Felunią. Oprócz tego, że trzymają się zdrowo to w przeciwieństwie do reszty trzymają linie i formę :)
Zdjęcia będą jak odgruzuję zasilacz

jasdor

Avatar użytkownika
 
Posty: 16341
Od: Sob wrz 19, 2009 11:51
Lokalizacja: Krosno

Post » Nie gru 01, 2019 17:30 Re: 1m2 na kota. Puszkin-ja już nie wiem co z tym kotem...

Nie ogarniam już nic. Nie ogarniam rzeczywistości. Dwie godziny walki ze starym, sfatygowanym, zapchanym laptopem żeby w ogóle pozwolił mi się zalogować.
Życie kolejny raz dało mi solidnego kopa w du*e.
Przyszłam tu, bo nawet nie mam komu się wyżalić, a muszę trochę z siebie wyrzucić bo eksploduje. Chyba sama przed sobą też muszę . A może nawet komuś będzie chciało się przeczytać.
Niczego nie oczekuję, bo nikt i nic moich emocji nie jest w stanie ukoić, najwyżej zrozumieć. Bo Wy rozumiecie...

Pomagam kotom od tylu lat, że już nawet nie pamiętam. 15? Może 20? Już po 2 latach przestałam je liczyć bo nie było sensu, liczba przerosła 100. Pamiętam wszystkie, czasem któryś umknie z pamięci, ale i tak się przypomina, czasem zapomnę jakieś imię.

10 września traiły do lecznicowego szpitalika dwie koteczki. Zaraziły sie PP, nie chciały się leczyć, dostawały wszystko co możliwe, canglob, interferon i hektolitry antybiotyków. Wet jest mistrzem w leczeniu PP i to się udało, wyrwał je choć były na granicy śmierci. Przyplątał się koci katar i kalici. W końcu i to zostało w miarę opanowane. Ponieważ koty wygenerowały niesamowite koszty (4600) a były już w miarę ogarnięte, tzn. czarna, bo burasia cały czas była słabiutka - zostały zabrane do kociarni, żeby już więcej nie kosztować.
Telefon od weta, że bura nie da rady w kociarni, bo trzeba ją karmić, nie chce sama jeść, pilnować i obserwować, a tam nikt tego nie dopilnuje przychodząc raz dziennie dać kotom jeść i posprzątać nie ma nawet na to czasu, a o jakiejś obserwacji to można tylko pomarzyć.
Mieszkały w kociarni 1,5 doby, później je zabrałam.
Ryzykując niesamowicie bo moje dwie 16 i 11 lat nie były szczepione od lat 4. Wet zapewniał , że one już PP nie zarażają, w razie czego mam na podorędziu kota po PP, który chętnie podzieli się krwią.
Od samego początku jak tylko do mnie trafiły nie podobał mi się brzuszek burasi. Duży, wzdęty, a reszta szkielecik powleczony futerkiem. Skojarzenie miałam tylko jedno, ale nie dopuszczałam do swojej świadomości. Nie jadła więc karmiłam strzykawką i wtedy połykała chętnie i wcale się nie opierała karmieniu. Cały czas leżała schodziła tylko do kuwetki. Na drugi dzień byłą o wiele żywsza, oczka już były wyraziste, wykazywała nawet zainteresowanie zabawą i sama wpychała się na kolana niesamowicie mrucząc. Wieczorem nawet sama zjadła z miseczki choć dopchałam ją jeszcze ze strzykawki. Wszyscy poszliśmy spać, a ja szczęśliwa, że teraz to będzie już tylko dobrze.
Rano jak wstałam i poszłam do nich burunia leżała na podłodze. Pewnie zeszła do kuwety i nie dała już rady dojść do lóżeczka. Była zupełnie bezwładna i zimna, z minuty na minutę gasła, temp. 33 stopnie. Dwa razy zaczęło mi ją wyginać do tyłu (kto to przechodził to wie) Udało się podnieść temp. do 36, kroplówka z dufalajtem itp. zanim udało się dobić do weta.
W lecznicy nie miałam już żadnych złudzeń. Choć temp. urosła do 38. Najpierw RTG pokazał brzuszek cały wypełniony płynem, a później nakłucie brzuszka i jego żółta zawartość kazały podjąć już tylko jedną decyzję. Byłam z nią do końca, choć wet musiał wkłuć się w serduszko, bo żyły już nie funkcjonowały. Najpierw sobie zasnęła, nic już nie czuła.
Pierwszy raz w życiu wróciłam z lecznicy bez kota. Jej siostrzyczka została sama, wet przestrzegał, żeby obserwować bo to ona była w gorszym stanie niż burunia i wszystko może wrócić z dnia na dzień. Tak było w lecznicy. Burasia byłą leciutka jak piórko, mimo karmienia nie przybierała na wadze, odwodniona, słabiutka, bez tkanki tłuszczowej i mięśnie w zaniku. Jej siostrzyczka jest o wiele większa, je za troje i ślicznie się bawi. Mruczy tak, że nie słychać rozmowy przez telefon i jakby mogła to by wlazła w człowieka. Niestety musi spędzać czas sama w pokoju.
Jeśt śliczną, długowłosą, czarną koteczką . Zupełna miniaturka mojej Malutkiej. Za tydzień mam iść z kupą i na badanie krwi żeby zbadać to cholerstwo pod kątem "fipogenności".
Chciałabym, MUSZĘ, znaleźć dla niej najlepszy dom na świecie bo sobie na to zasłużyła, burunia nie doczekała...
Nie mam żadnego doświadczenia w ogłoszeniach i nawet na portalach nie jestem obyta, żeby to odpowiednio dopilnować .
Czy ktoś z Was pomoże mi zrobić ogłoszenia żeby trafiła w odpowiednie ręce ? Jak już będzie wiadomo co i jak zrobię zdjęcia i wszystko opiszę.
Nie ogarniam już niczego, mój organizm też się buntuje i wysiada mi po kolei wszystko, martwię się o swoje koty, bo Malutka jest w kiepskim stanie i nie mogę dojść przyczyny co jej jest.
Nie mam już siły ani fizycznie, ani psychnicznie żeby to wszystko, te kocie nieszczęścia ogarniać, a z drugiej strony nie mogę zostawić żadnego bez pomocy. I tak się to koło kręci, i końca nie widać.

Obrazek

RTG. Czy mogłąm jeszcze podjąć inną decyzję ? Było o co zawalczyć?
Obrazek

Jej oczek wpatrzonych we mnie bez mrugnięcia błagających o pomoc nie zapomnę i będą moim kolejnym wyrzutem sumienia. Już nie mam miejsca w sercu dla odchodzących kotów. Te trzy kawałki, które mi jeszcze zostały muszę zostawić dla swoich

jasdor

Avatar użytkownika
 
Posty: 16341
Od: Sob wrz 19, 2009 11:51
Lokalizacja: Krosno

Post » Nie gru 01, 2019 17:37 Re: 1m2 na kota. Przerosła mnie rzeczywistość....

Ogromnie współczuję... W takich chwilach serce pęka... Płacisz nim za szczęście tych rzesz którym pomogła. Które dzięki Tobie są zaopiekowane szczęśliwe beztroskie. Im więcej pomagasz tym więcej szans że coś kiedyś się nie uda...
Ważne że nie cierpi już.
Przytulam.
aktualny wątek viewtopic.php?f=46&t=213932
***** ***

zuza

Avatar użytkownika
 
Posty: 84848
Od: Sob lut 02, 2002 22:11
Lokalizacja: Warszawa Nowodwory

Post » Nie gru 01, 2019 17:40 Re: 1m2 na kota. Przerosła mnie rzeczywistość....

Mocno poruszająco napisałaś. Nie napiszę nic mądrego, nie wiem.
Pomogę w ogloszeniach. Daj znać kiedy je zrobić. I potrzebuję zdjęć, najlepiej na maila. Jak masz kłopoty to sprobuję ściagnąć z wątku.
ObrazekObrazekObrazek
"Nigdy nie wiemy, kiedy widzimy kogoś PO RAZ OSTATNI..."
"Kiedy się kogoś kocha to ten drugi ktoś nigdy nie znika"
Moja Rodzina w Niebie:Tata(*),Mika(*),Mama(*),DeeDee(*), Adas(*), Lapcio(*),Kosiniak(*),Milenka(*), Nusia (*)..Nie wierzę...

Marzenia11

 
Posty: 35338
Od: Sob lut 28, 2009 21:24

Post » Nie gru 01, 2019 17:42 Re: 1m2 na kota. Przerosła mnie rzeczywistość....

Dorota, postąpiłaś słusznie.

Nie zazdroszczę przeżyć.

mogę jedynie potrzymać kciuki
    :ok: :ok: :ok:

egwusia

Avatar użytkownika
 
Posty: 3585
Od: Pt paź 10, 2008 15:17
Lokalizacja: Chojnice

Post » Nie gru 01, 2019 17:48 Re: 1m2 na kota. Przerosła mnie rzeczywistość....

Jasdor, pomyśl ile kocich istot umarłoby samotnie i w cierpieniu, gdyby nie Twoja pomoc. Odwalasz kawał dobrej roboty. Podjęłaś najlepszą decyzję, nie pozwoliłaś kotuni cierpieć. Mogę Cię tylko przytulić i podziękować, za to co robisz :1luvu:

SabaS

 
Posty: 4507
Od: Śro lis 14, 2018 8:58

Post » Nie gru 01, 2019 17:56 Re: 1m2 na kota. Przerosła mnie rzeczywistość....

Dorotko, one rozumieją. Wiedzą, że czasami można tylko sprawić by niepotrzebnie nie cierpiały. Przytulam. :cry:
“To co robimy dla nas, umiera wraz z nami. To co robimy dla innych i dla świata zostaje po nas i jest nieśmiertelne.” -A. Pine
nasz wątek: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=159694

Alienor

Avatar użytkownika
 
Posty: 24225
Od: Pt mar 19, 2010 14:48

Post » Nie gru 01, 2019 17:57 Re: 1m2 na kota. Przerosła mnie rzeczywistość....

Te wszystkie uratowane w takich momentach zupełnie się nie liczą.
Z pamięci wygrzebujesz tylko te, które trzymałaś na rękach jak odchodziły.
Wiedzą to wszyscy, którzy przez to przechodzili, czyli każda z Was to wie.
Bardzo dziekuję za wsparcie

jasdor

Avatar użytkownika
 
Posty: 16341
Od: Sob wrz 19, 2009 11:51
Lokalizacja: Krosno

Post » Nie gru 01, 2019 18:22 Re: 1m2 na kota. Przerosła mnie rzeczywistość....

Nie mogłaś podjąć innej decyzji. To najlepsze, co mogłaś dla niej zrobić. Jak ja dla Brudasa - umarł w ciepłe, spokojny, bez niepotrzebnego bólu.
Podziwiam Cię, ja już w tej chwili mam dość z kotami w domu, w pracy i za oknem. Nie wiem, jak dajesz radę.
Nasze wątki:Czarno Widzę i Szarość nie radość, a tu nas zobaczysz #cats.on_tour

Obrazek

haaszek

Avatar użytkownika
 
Posty: 2769
Od: Pt cze 23, 2006 18:43

Post » Nie gru 01, 2019 18:45 Re: 1m2 na kota. Przerosła mnie rzeczywistość....

No właśnie już nie daję rady :( Moja granica została przekroczona definitywnie.
Kolejnego razu już nie udżwignę

jasdor

Avatar użytkownika
 
Posty: 16341
Od: Sob wrz 19, 2009 11:51
Lokalizacja: Krosno

Post » Nie gru 01, 2019 21:08 Re: 1m2 na kota. Przerosła mnie rzeczywistość....

Skoro już udało mi się osiągnąć szczyt możliwości mojego sprzętu i wbić na internet napiszę, co u naszych kotów. Puszkin miał kolejny kryzys. To zdjęcie z zeszłego tygodnia. Mimo wszystko jadł. Na dziś jest już podobno lepiej, przestało mu cieknąć z pyszczka i czuje się lepiej. Co jakiś czas to się powtarza i myślę, że w pyszczku robią się ropnie, które później pękają, wycieka, potem się goi i wraca do normy. Tylko ile to będzie trwać :roll: też w końcu będzie ten ostatni raz.
Wzięłabym do weta, jakby się dał. Jakby dał sobie pozaglądać do paszczy i pozwolił zrobić jakieś badania, a przede wszystkim dał się zapakować do transportera. Mogłąbym mu podawać bo mam - roferon. Póki co nie ma takiej opcji, a pani mi tego wcale nie ułatwia.
Dokupiłam trochę karmy bo już się skończyła i w sumie nic więcej złego się nie dzieje.
Wszystkie mają jakieś swoje przypadłości, ale na razie jest raczej dobrze. Najlepiej ze wszystkich trzymają się mimo białaczki Maciuś i Fela

Obrazek

jasdor

Avatar użytkownika
 
Posty: 16341
Od: Sob wrz 19, 2009 11:51
Lokalizacja: Krosno

Post » Nie gru 01, 2019 21:24 Re: 1m2 na kota. Przerosła mnie rzeczywistość....

Jaka bieda :( On ma jakies zeby? Moze usuniecie wszystkich by pomoglo? A nie da rady mu czegos podac w zarciu, zeby go przyspic i zaniesc do weta? To musi byc koszmar :(
aktualny wątek viewtopic.php?f=46&t=213932
***** ***

zuza

Avatar użytkownika
 
Posty: 84848
Od: Sob lut 02, 2002 22:11
Lokalizacja: Warszawa Nowodwory

Post » Nie gru 01, 2019 21:38 Re: 1m2 na kota. Przerosła mnie rzeczywistość....

Ma tylko kły. Reszta wszystko usunięte. Nie da rady mu nic podać w żarciu. Jak je, to suche i kulki z mięsa, ale jak tylko wyczuje, że coś w środku jest to koniec. Dlatego też zawsze mu dawałam zastrzyki. Kiedyś jeszcze trochę się mnie bał i czuł respekt, teraz już zupełnie nie. Jak byłam ostatnio u weta z nim to skakał jej z pazurami do twarzy bez ostrzeżenia. Dostaje takiej wścieklizny, że nikt już nie jest w stanie go obsłużyć.
Jedyne wyjście - i kiedyś to będzie konieczne - jakimś cudem dowieźć, dać głupiego jasia i wtedy wszystko na raz ogarnąć. Innego wyjścia nie widzę.

jasdor

Avatar użytkownika
 
Posty: 16341
Od: Sob wrz 19, 2009 11:51
Lokalizacja: Krosno

Post » Nie gru 01, 2019 21:43 Re: 1m2 na kota. Przerosła mnie rzeczywistość....

Kurcze, ale w takim ukladzie czemu ta paszcza sie tak psuje? :( No rzeczywiscie sytuacja bardzo trudna.
aktualny wątek viewtopic.php?f=46&t=213932
***** ***

zuza

Avatar użytkownika
 
Posty: 84848
Od: Sob lut 02, 2002 22:11
Lokalizacja: Warszawa Nowodwory

Post » Pon gru 02, 2019 3:45 Re: 1m2 na kota. Przerosła mnie rzeczywistość....

Zawsze najgorzej z nieobslugiwalnymi kotami :(
Wiem, jak to jest, kiedy obowiązki przerastają nasze możliwości. Obserwuję na codzień Jolę Dworcową, ma to samo :(
Nasz wątek:
viewtopic.php?f=46&t=187577
Wątek kotów Joli Dworcowej:
viewtopic.php?f=1&t=191624
Kącik Muzyczny
viewtopic.php?f=8&t=190784
Zjawiska niewytłumaczalne, opowieści o duchach i nie tylko
viewtopic.php?f=8&t=194190

jolabuk5

 
Posty: 60195
Od: Nie paź 16, 2005 14:56
Lokalizacja: Łódź

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 298 gości