Witam,
to jest mój pierwszy post na tym forum. W środę wieczorem (tj.4.10.) przygarnęliśmy z chłopakiem 9-tygodniowego kociaka. Komuś się kotka okociła w szopie, a on nie miał warunków ani chęci opieki nad nimi, więc wzięliśmy jednego słodziaka. Do tej pory z relacji właściciela wiemy, że był raz odrobaczany, około 1,5 tygodnia przed przygarnięciem przez nas.
W poniedziałek 8.10. byliśmy pierwszy raz z kotkiem u weterynarza, wcześniej wszystko było w porządku, miał duży apetyt, chęć do zabawy. W poniedziałek został dokładnie zbadany (wszystkie parametry w normie), zaszczepiony i popsikany został preparatem na pchły (bo miał troszkę kupek w sierści). W środę mieliśmy sami podać dawkę Vetminthu odmierzoną do wagi kociaka.
Ale w środę nad ranem obudziły mnie wymioty kociaka, zwymiotował dwie jeszcze ruszające się glisty. Więc czym prędzej poszłam do weta spytac się, czy ten środek pomoże na tak silne zarobaczenie (na studiach miałam parazytologię i wiem nieco o tych potworach). Powiedział, że tak. To wróciłam do domu i podałam. Zjadł bez problemu, jednak po 5 minutach wszystko zwymiotował. To wróciłam z kotem do weta, tam mu podał sam, odczekaliśmy jeszcze 15 minut w poczekalni, wszystko się przyjęło.
Jednak od tamtej pory kociak bardzo mało je, dużo śpi, chce się bawić, jednak widać, że jest osłabiony. Wcześniej robił dwie kupki na dzień, teraz jedną (nie widziałam w nich robaków). Dzisiaj rano się ucieszyłam, bo widać, że trochę mu wraca apetyt.
Ale cały problem w tym, że wymiotuje każdej nocy. Dzisiejszej bez glist, ale we wcześniejszych było po 1/noc. Od środy nie byłam ponownie u weterynarza,bo mówił, że kociak może być osłabiony. Jednak martwię się bardzo o niego.
Powinnam pójść znowu do tego weta, czy czekać, czy zmienic?
Mieszkam w Łodzi i chodzę do Jana Kunikowskiego (mam do niego 300m i miał dobre opinie w internecie)