Simba był kastrowany... 20 lat temu
Także tamten weterynarz już raczej nie pracuje (o ile żyje, wydawał mi się wtedy strasznie stary jako małej dziewczynce). Pysia biorę do weta poleconego mi przez stowarzyszenie z mojego miasta, gdzie kastrują wszystkie koty i na ponad 100 operowanych kotów nie mieli ani jednych powikłań. Zrobiłam research
I rozmowa z wetem przez telefon była bardzo sensowna, konkretna, także Pysio będzie miał też badania krwi przed narkozą itd. Planuję go też od razu zachipować, na wypadek, gdyby jakimś cudem mi uciekł.
Dzisiaj Pysiek znów się we mnie wgryzał, ewidentnie zbyt pobudzony zabawą. Dałam go na chwilę (2 minuty?) do łazienki, myślałam, że się uspokoił, wyszedł i wgryzł się z powrotem
Także odsiedział pełne 10 minut i wyszedł słodki mały kotek, łaszący się i w ogóle, co złego to nie on.
Strasznie go emocjonują fachowcy na balkonie, dzisiaj robili parapet, kot cały czas skakał na szybę, a go nie prowokowali obiektywnie, po prostu pracowali, choć no wiadomo, śmieszyła ich ta ,,pantera". Podsłuchałam ich rozmowę, że na tym parterze to taki śmieszny mały kotek mieszka i ma własne łóżeczko
(z Ikei dla lalek, kot je kocha i głównie w nim śpi). Jak poszli to od razu się uspokoił. Jak zaciągam rolety to też skacze, więc to nic nie daje. Ale remont ma się już chyba ku końcowi, po prawie pół roku