wilber pisze:mam straszyć właściciela policją, żeby właściwie zajmował się własnym zwierzęciem ?
Nie żeby się zajmował, tylko żeby dotarło do niego, że następny raz zwierzak do niego nie wróci. Blue napisała, że właściciel z pustym wzrokiem pokiwa głową i wyniesie jedynie taką naukę, iż w razie czego ktoś mu pupila dostarczy. Czasem trzeba przytoczyć paragraf, żeby człowiek się otrząsnął i dotarło do niego więcej informacji. Niektórzy ludzie potrzebują czasem usłyszeć pewne rzeczy, żeby otrzeźwieć.
Z jakiejś przyczyny tłumaczymy ludziom mającym koty, że powinni zabezpieczyć balkony. Nie zostawiamy spraw samym sobie i nie czekamy, aż kot wypadnie. Tłumaczymy, czasem obrazowo, straszymy i liczymy na to, że z tego potoku słów chociaż jedno trafi do wyobraźni. Na tej samej zasadzie uważam, że człowiek, który zwierzaka odzyskał nie dzięki swoim staraniom a dzięki staraniom znalazcy, ma szansę zrozumieć, co powinien zrobić na przyszłość (zarówno jak nie dopuścić do zaginięcia zwierzęcia i jak je szukać).
wilber pisze:Jeżeli poruszamy się w obrębie prawa, to na jakiej podstawie prawnej mogę od kogoś żądać takich dodatkowych warunków ?
Nie tyle żąda dodatkowych warunków, ile uprzedza o konsekwencjach.
Bez względu jednak na nazewnictwo: pisałam już, że jeśli przestrzeganie prawa będzie ze szkodą dla zwierzęcia i innej drogi nie ma, to prawo złamać trzeba. Ale aby dojść do tego momentu wpierw trzeba odszukać właściciela zwierzęcia. I wokół tego toczy się dyskusja. Czy szukać.
wilber pisze:Usprawiedliwiasz właściciela, że nie musi umieć się poruszać w obszarze internetu, a znalazca ma taki obowiązek, że musi umieć, bo inaczej łamie prawo ?
Nie pisałam o konieczności znajomości internetu przez znalazcę. Napisałam o wywieszeniu kilku ogłoszeń w okolicy. Można je napisać odręcznie.
wilber pisze:Nie usprawiedliwiaj proszę czyjegoś „w dupiemania” indolencją intelektualną, jednak przeważająca część społeczeństwa wie czym jest internet i potrafi z niego korzystać, jeżeli nie osobiście, to z pewnością ktoś z otoczenia ów internet potrafi obsługiwać.
I w związku z tym, że przeważająca część społeczeństwa (a w ogóle skąd te dane? zwłaszcza w przypadku społeczeństwa starzejącego się?) wie czym jest internet z góry należy wyjść, że każde zagubione zwierzę ma właściciela ogarniętego z internetem? Bo pies czy kot nie może już należeć do starszej pani, której dzieci i wnuki dawno nie odwiedzały i której z pewnością nie pomogą w szukaniu? Dla uzupełnienia obrazu, żeby za chwilę nie padło: "to kto się zajmie tym psem czy kotem w razie jej śmierci" od razu napiszę, że zajmie się sąsiadka. Trochę młodsza, więc zwierzak dożyje u niej swoich ostatnich dni, ale niekoniecznie ogarnięta z internetem (tak to zazwyczaj jest, że ludzie dogadują się z podobnymi do siebie).
wilber pisze:nie rozumiem tego założenia, że wszyscy mielibyśmy być malarzami, wtedy też wszyscy nie byli. Grupy osób mające do tego predyspozycje kształcą się w odpowiednich dziedzinach, zawodach i je wykonują (bądź nie).
Dlaczego zakłada się, że dziś wszyscy potrafią szukać zwierzęcia? Odpowiedź ciągle powtarzana: bo internet jest dla wszystkich dostępny. Zatem ja się pytam: skoro są dostępne poradniki malowania, czemu nie wszyscy malują? To jest ten sam tok myślenia, tylko jakoś zgrzyta kociarzom, że mieliby być malarzami. Ale wychodzą z założenia, że KAŻDY może zwierzaka szukać w ten sam sposób bo "wiedza leży w zasięgu ręki". Otóż nie, nie każdy potrafi się za to zabrać. Nie każdy potrafi nawet napisać referat w szkole, chociaż bibliotekę ma w tym samym budynku. Nie każdy potrafi wybrać odpowiednie książki do referatu. A nawet mając odpowiednią książkę nie każdy potrafi wybrać dobry fragment. Powiem więcej, sporo osób wybiera nie te fragmenty co trzeba, nie zawierające ważnych informacji, zanudzające osoby czytające czy słuchające. Do wszystkiego potrzebne są pewne predyspozycje. Nawet do sprawdzenia w internecie, jak szukać zwierzaka. Do znalezienia odpowiednich stron z informacjami, do wyodrębnienia tych informacji, do zrozumienia ich i do sensownego wprowadzenia w życie. "Wywieś ogłoszenia" można zrozumieć jako dosłownie kilka ogłoszeń w ważnych miejscach. Ja wiem, jak należy to rozumieć, ale mam świadomość, że mnóstwo ludzi nie ma o tym pojęcia. Że zamiast okleić całą okolicę plakatami wywiesiliby na jednym drzewie, jednym słupie, jednej tablicy. "Bo to widoczne miejsca, gdzie indziej nie ma sensu".
wilber pisze:Jak ktoś zgubi klucze, to nie wychodzi na rozstajne drogi i nie siedzi i nie czeka aż same do niego przyjdą, tylko SZUKA.
A jak wygląda szukanie kluczy? Na ogół chodzi się po terenie, po którym się wcześniej przemieszczało, i rozgląda w trawie. Tak też robią osoby szukające zwierzęcia. Ale nigdzie nie będzie dowodu takiego szukania.
W mojej okolicy kobieta zgubiła portfel. Spytała mnie, czy nie widziałam. Myślisz, że gdzieś widniała kartka o tym? Bodaj na drzewie? Nie. To już psa bardziej szukano na tym terenie, bo pojawiło się ogłoszenie. Znaczy pies był cenniejszy niż portfel.
wilber pisze:Dla mnie zamieszczenie ogłoszenia ze zdjęciem na stronie schroniska, a tak robię, wyczerpuje z mojej strony temat ogłoszeń.
W mojej okolicy tak to nie działa. Strona nie jest aktualna, nic na niej nie zamieścisz. Można co najwyżej tam pojechać osobiście, chociaż nie daję gwarancji, czy później dane od znalazców są przechowywane.
wilber pisze:Jeżeli jednak osoba faktycznie nie potrafi zadzwonić, nie umie napisać i przylepić kartki, to może świadczyć o tym, że nie odnajduje się w rzeczywistości, co za tym idzie nie bardzo nadaje się na opiekuna czegokolwiek żywego.
Wracam ciągle do podanego przeze mnie przykładu kobiety i jej psa. Była w schronisku, była u weterynarza. Ogłoszenie wisiało jedno ale mogło zostać zerwane przez deszcz i wiatr. Dowodów na to, czy właściciel dzwonił i jeździł znalazca nie ma żadnych, pozostaje mu tylko ogłoszenie. Na podstawie braku ogłoszenia nie da się moim zdaniem z góry stwierdzić, czy ktoś zwierzaka szuka.
wilber pisze:nie zwalniajmy tak lekko ludzi z obowiązku myślenia i działania.
A kociarzy możemy zwolnić z przestrzegania przepisów prawa? Tak po prostu? Dodajmy: tylko dlatego, że druga strona nie myśli? I nie robi tego, co kociarze uznają za słuszne? Od kiedy cudzy brak myślenia upoważnia mnie do łamania przepisów?
Wraz z ilością znalezionych zwierząt wzrasta rozgoryczenie. "Czemu nie mogli głupiej kartki powiesić? Czy to było takie trudne?" I ja rozumiem ten żal. Ale nie pojmuję, czemu tak niemożliwy do zaakceptowania jest prawny obowiązek szukania właściciela przez znalazcę.
Muszę też przyznać, iż dość dziwnym jest doświadczenie, kiedy przypominanie o przepisach jest czymś niewłaściwym, śmiesznym. I to nie w gronie bandytów, tylko kociarzy. Kiedy naiwnym jest wiara w to, że ludzie mogą się zmienić, zaś czymś godnym pochwały uznawanie wszystkich nie postępujących zgodnie z wymyślonym i wypracowanym planem działań za bezdusznych i niereformowalnych drani.
-----
Już wiem od kilku osób, że żyję w innym kraju, bez szczególnego zdziwienia dowiedziałam się, że to w co wierzę jest naiwne, został jeszcze sztandarowy argument z doświadczeniem, którego niewątpliwie musi mi brakować, skoro jeszcze nie dołączyłam do drugiej grupy dyskutantów. Nie wiem, czy chcę doczekać tego etapu rozmowy. Może najlepiej będzie poprzestać na tym, co dotychczas padło.