Cześć,
długo zastanawiałam się, czy założyć ten wątek. Mam w domu około dwuletniego kocurka przygarniętego jako kilku miesięczne kocie z blokowiska. Kotek trafił do nas zarobaczony, ze świerzbem w uszkach i łzawiącym okiem (wyciek przezroczysty, jak woda). Łzawiące oko ciągle nawracało i z tego co pamiętam zmieniało się - raz jedno, raz drugie. Po podleczeniu został zaczepiony szczepionką Biofel PCH zawierającą żywe patogeny. Wcale mi się to nie podobało, bo moim zdaniem najpierw należało znaleźć przyczynę wycieku z oka, ale po przebadaniu lekarz uznał, że zaszczepi. Następnego dnia kot nie przyszedł rano do nas do łóżka (co zawsze robił), znalazłam go skulonego, gorącego, obolałego ze sporym odczynem zapalnym w miejscu iniekcji. W gabinecie dostał antybiotyk, coś przeciwzapalnego i właściwie kolejnego dnia kot był jak nowy. Niedługo po zaszczepieniu pojawiły się problemy z dziąsłami, zapalenie, które mam wrażenie zostało zbagatelizowane. Kotek jadł bez większych problemów, natomiast dziąsła były ewidentnie zaczerwienione.
Przez wiele miesięcy oczka łzawiły, raz bardziej, raz mniej, często w ogóle, ale nie było to dla mnie większym powodem do zmartwień. Stosowałam Tobradex nie pamiętam z jakim efektem. Poza tym kotek nie chorował, miał apetyt, był żywiołowy, wesoły. Od zawsze był jednak drobniutki jak na kocurka i plułam sobie w brodę, że może nie dopilnowałam czegoś w kwestii karmy jak był mały (chociaż staram się karmić koty jak najlepiej wg mojej wiedzy). Wykastrowany został w okolicach 9 miesiąca życia - w gabinecie obok kastrowali innego chłopaka, również młodego, który na oko był ze 30-40% większy od Piksika. Po kastracji szybko doszedł do siebie i wydawało się, że wszystko jest ok. On cały czas był szczuplutki i szczudlaty, ale na zimę trochę przybierał.
Minionej zimy (miał wtedy około 1,5 roku) wyładniało mu futerko i wielkością zaczął się zbliżać do naszych dorosłych kocic. Wydawało się, że wszystko idzie ku dobremu. Ważył około 4kg.
Na wiosnę, w okolicach marca coś się zaczęło dziać. Futerko z czarnego zrobiło się lekko rude, ale zrzucałam to na zarobaczenie, bo w międzyczasie miał tasiemca. Niestety po odrobaczeniu sytuacja nie uległa zmianie. Kot wizualnie schudł (nie jakoś tragicznie), ale tłumaczyłam to sobie tym, że zima się kończy, zaczął wychodzić i szaleć na dworze. Apetyt miał doskonały, nieustającą ochotę na zabawę i niespożyte pokłady energii. Zdarzało mu się czasami zwymiotować, szczególnie rano gdy łapczywie nałykał się chrupek. Poza tym brak innych niepokojących objawów.
W czerwcu dwa razy zauważyłam coś dziwnego - wydawało mi się, że ma to związek z jedzeniem, a właściwie objedzeniem się, ale pewna nie jestem - otóż zdarzyło mu się wieczorami siedzieć z podkurczonymi łapkami, był cały napuszony, ze sterczącą sierścią i miał takie maleńkie drgawki, drżenia bardziej. Był to czas gdy pogoda bardzo szalała - w jeden dzień było +30, a kolejny +10 stopni i pomyślałam, że być może złapał jakieś przeziębienie i ma temperaturę. Tym bardziej, że kolejnego dnia znów tryskał energią jak gdyby nigdy nic. Trzeciego razu nie odpuściłam, bo dodatkowo miałam wrażenie, że stał się lekko osowiały - spakowałam go w końcu do kontenerka, dostał standardowy zestaw "gdy coś kotu dolega, ale nie wiadomo co" - betamox, tolfine, catosal, bezopet, milprazon. Niestety 2 dni później stan kota nie uległ poprawie, wręcz pogorszyło mu się, apetyt też gorszy.
27 czerwca pojechałam z nim do innej lecznicy - z większymi możliwościami diagnostycznymi. Badanie palpacyjne wykazało grudkowate struktury w jamie brzusznej - początkowo podejrzewane były węzły chłonne, brzuch miękki, niebolesny. Kot dostał podskórnie kroplówkę, która ładnie się wchłonęła, pobrano krew do badania. Wyszła kocia białaczka FeLV pozytywnie, FIV negatywny. Morfologia i biochemia całkiem przyzwoite, wszystkie wyniki tu:
https://drive.google.com/open?id=1FATP4 ... 3721PJReLr28 czerwca pojechaliśmy na USG w którym wyszła poszerzona część korowa nerek, reszta narządów ok. Temperatura 36,6 (dzień wcześniej miał 40). Kotek od czasu odrobaczenia kilka dni temu zrobił tylko jedną kupę, więc podałam mu olej parafinowy. W lecznicy dostał betamox i witaminy.
30 czerwca - była kupa, jelita puste, w brzuszku grudki niewyczuwalne (co pozwoliło przypuszczać, że 3 dni wcześniej nie było to węzły chłonne, tylko złogi kału), temperatura 39,6. W domu zaczynam podawać bioimmunex.
2 lipca udało mi się złapać mocz do badania, wyniki załączam tu:
https://drive.google.com/open?id=1Xr53v ... R_EJAxZx1uW międzyczasie kociak czuł się średnio, miał wzdęty brzuch, po jednej stronie wyczuwalny spory guz, ok 2 cm średnicy, ale prawdopodobnie były to gazy, bo sam zniknął. Podałam no-spę.
3 lipca - kolejne USG, bez większych zmian jeżeli chodzi o to sprzed tygodnia, lekko powiększone węzły krezkowe. Do domu dostaliśmy fatrolax, żeby unormować pracę jelit i zapobiegać zatwardzeniom. Sprawdził się dobrze, Piksel zaczął się regularnie wypróżniać. W związku z tym, że ciągle coś się działo i ciągle coś było nie tak lekarz postanowił wypisać receptę na interferon ludzki - Roferon A.
13 lipca - wizyta w przychodni, temperatura 40,4, rozpoczynamy podawanie interferonu - iniekcja podskórna 1j/1kg m.c. przez 5 kolejnych dni. Trzecie USG - zauważalna niewielka ilość płynu w okolicach lewej nerki, reszta bez zmian. Tolfine, kroplówka. W domu podaję dodatkowo oprócz beta glukanu Progen Active C - wszystko to ma za zadanie postawić układ odpornościowy Piksela. Do domu dostaję jeszcze metacam oral - aby reagować na gorączkę.
24 lipca - stan ciągle się pogarsza, gorączka skacze, powiększony brzuch, na USG widoczna duża ilość płynu, odciągnięto z otrzewnej około 400ml, płyn barwy jasno żółtej, przezroczysty, lekko ciągliwy, gęsty, podejrzenie FIP, powtórzenie badań krwi, wyniki (zobaczcie na część białokrwinkową:/):
https://drive.google.com/open?id=1IJOtR ... 74N_wdR_81Z płynu z otrzewnej albuminy: 19,27 g/l, białko całkowite 44,16 g/l -> czyli, jeżeli dobrze liczę A/G = 0,77
27 lipca - Piksel w coraz gorszym stanie, coraz mniej je, karmię na siłę strzykawką z convem, siusia i załatwia się prawidłowo, byłam bez kota w lecznicy i wyżebrałam steryd - Rapidexon. Dwie dawki. Jedna dawka ma działać 2 dni. Po podaniu sterydu znikają drgawki, kot zaczyna zdecydowanie chętniej jeść. Pierwsza dawka do powrotu objawów (drgawki, brak apetytu) wystarcza na 4 dni. Podaję drugą, wystarcza na 3.
Od tego momentu proszę znajomego lekarza o wizyty domowe i Piksel dostaje dawki sterydów mające działać 4 dni (działają 5 - niestety nie znam nazwy sterydu) oraz witaminy (prawdopodobnie catosal). Przez tydzień dostaje również antybiotyk (nazwy nie znam, w tabletkach, 1/4 tab na dzień). Apetyt po sterydzie jest przyzwoity, karmię go głównie surowym mięsem, wołowiną, kurczakiem, indykiem. Podjada trochę saszetek animondy w sosie, chrupek purizon z rybą i chrupek royala digestive care. Gdy steryd mu schodzi wracają objawy neurologiczne i brak apetytu (podchodzi chętnie do jedzenia, wącha, ale zaczyna jakby przełykać ślinę i odchodzi).
Jeżeli chodzi o jego ogólny stan to jest przyzwoity - je sam, nie ma żółtaczki, regularnie siusia i robi kupy, codziennie wychodzi na ogródek na spacer, nawet jakąś mysz przyniesie, rano gramoli się po schodach, żeby wleźć nam do łóżka, wieczorami daje się drapać i mruczy. Ma problemy ze schodzeniem ze schodów i wskakiwaniem wyżej (max to jakieś 60-70cm). Chodzi powoli, ostrożnie. Wrzucam kilka filmików z ostatniego czasu:
https://www.instagram.com/p/Bl0IKorl6Nw/https://www.instagram.com/p/Bl0IvNUnaiu/https://www.instagram.com/p/BmW1pqlFxGy/ (wczoraj)
Problem polega na tym, że mijają właśnie 3 tygodnie od pierwszego ściągnięcia płynu. Długo zbierał się bardzo powoli, ale w ostatnich dniach mam wrażenie, że to przyspieszyło. Martwi mnie, że zauważam problemy z oddychaniem, zdarza mu się to "pompowanie brzuchem". W związku z tym zdecydowałam, że jutro jedziemy do lecznicy, bo nie mogę czekać przecież aż on mi się zacznie dusić. Boję się tej wizyty koszmarnie, to kot, który walczył będzie do ostatniego oddechu, więc będzie musiał mieć podanego głupiego jasia (podczas pierwszego ściągania też już miał), do tego pół godziny samochodem (powrotnej drogi nie liczę, będzie na głupim jasiu).
Nie będę opisywać uczuć jakie mi towarzyszą, bo przekopałam się przez FIPowe wątki i wszyscy czujemy/czuliśmy to samo. Chciałabym po prostu, jeżeli to jeszcze możliwe, dać mu pożyć kilka dni we względnym komforcie, a bardzo liczę na to, że odciągnięcie płynu się do tego przyczyni. Dobra, tyle historii... bo mam właściwie kilka pytań.
1. po ostatnim odciągnięciu płynu ranka długo mu się nie zasklepiała i przelazł po domu z takim sączącym się brzuchem. Mamy 2 inne koty. Czytałam, że w płynie znajdują się już mutowane wirusy, jednocześnie lekarz zapewnił mnie, że ten płyn jest niegroźny. Czy pozostałe 2 koty mogły zarazić się już zmutowanym?? Rozumiem, że nie zarażą się nim przez kuwetę, bo wydalany jest wtedy tylko zwykły korona wirus, ale skoro mogły mieć styczność z płynem z brzuszka Piksela? Nie wiedziałam o tym wcześniej, a teraz rwę włosy z głowy. Na razie, po 3 tygodniach od tego incydentu zachowują się normalnie.
2. niby nadzieja umiera ostatnia.. Ja jej już nie mam, bo wszyscy lekarze (a konsultowałam z czterema) mi ją odebrali. Jeżeli komuś coś do głowy przyjdzie po obejrzeniu wyników i przeczytaniu historii Piksela to chętnie poczytam, bo do stracenia nie mam już absolutnie nic.
(wydaje mi się, że miałam więcej pytań, ale coś mi teraz pouciekały, jak sobie przypomnę to zadam później)
Błagam tylko nie piszcie nic o usypianiu. Wszystko wiem. Wszystko wiem, wszystko rozważam i nie mam zamiaru pchać w niego conva jeżeli przestanie jeść i zacznie załatwiać się pod siebie. Wiecie dobrze jak trudna jest to decyzja i chciałabym mieć prawo do podjęcia jej sama na podstawie tego co widzę. Dziękuję za uszanowanie. Pozdrawiam i ściskam mocno tych, którzy stoją przed trudnymi decyzjami i nie wiedzą co przyniesie kolejny dzień.