nie bądź niczego taka pewna
w lipcu poszłam do koleżanki opierdolić ja solidnie
siedziałysmy na olbrzymiej przeszklonej werandzie, zaczęło robic się szaro
do karmnika dla dzików zaczęły schodzić się darmozjady
ogród ma bardzo duzo nasadzeń róznej wysokosci krzaczorów i drzew - dla mnie jest zarośnięty
w pewnej chwili zobczyłam kota, który czaił się do miski - reszta szła jak po swoje, w sumie to była prawda, że ich
ale - jeden kot czaił się do michy i to wróciło moją uwagę
po dłuzszym ogladzie stwierdziłam, że zdrowe, niewycięte i płochliwe ponad miarę
gdy wracałam do domu nie myślałam o kocie
po ok tygodniu znów pojechałam do koleżanki - tym razem rowerem pojechałam
po drodze na słupach widziałam ogłoszenia o zaginionym kocie
cyknęłam fotę ogłoszenia
siedzę znów na werandzie i znów obserwuję tą samą akcję przy michach
i włosy staja mi w pionie bo widzę czającego się poszukiwanego od 2 miesięcy kota
moja koleżanka prawie zasłabła gdy jej powiedziałam o tym
a przejezdzła obok ogłoszenia na słupie co najmniej 2-4 razy dziennie
cała rodzina włascicieli przez 3 dni łapała kocicę w jej ogrodzie
2 dzieci płakało nieustannie w tym czasie, ale dźwięku zadne nie wydało aby nie spłoszyć
a ta spitalała jak nakręcona
w końcu wzięta na ręce wcisnęła główkę pod ramię i zaczęła mruczeć
kartki papieru na słupach to za malo
chodź, pytaj, zaczepiaj ludzi wyprowadzających psy itd.
moja kolezanka przez 2 miesiące karmiła ich kota i nie miała pojęcia, że jest poszukiwany bo nie zwrócila uwagi na ogłoszenia
gdyby ogłoszenie było w jej skrzynce na listy lub ktoś przyszedł powiedział, dał do ręki .... no, w każdym razie szybciej by to poszło