No więc tak :
Nie dlatego nie odpowiadam, że nie mam nic do powiedzenia, tylko że przez tydzień mam strasznie napięty czas i nawet nie ma mnie na necie.
tabo10 pisze:Mi zawsze świeci się czerwona lampka jak komuś odchodzą tak młode koty... Na dodatek dwa pod rząd...
Nawet jak teoretycznie były wzięte z wadą z pseudo i chore.
Ja bym raczej dopytała KONKRETNIE na co odeszły poprzednie koty. To nie jest wszystko jedno. Jak były leczone? I gdzie? Ile ludzie zrobili,by je rzeczywiście dobrze leczyć,czy w ogóle leczyli,u kogo leczyli i jak? Jak były karmione?
To ważne,bo jak nie mają dobrego weta,albo szybko się poddali to cienko widzę taki dom dla kolejnych...
Kto robił wizytę p/a?
Jeśli chodzi o Maciusia i Felę. Nie musiała mi się świecić lampka, bo pani sama powiedziała, że Na FIP. To ja pokręciłam, bo czasem odbieram kilka telefonów, w których ludzie opowiadają o swoich byłych kotach i myli mi się zwyczajnie. Oczywiście, że mówili gdzie leczyli, a ja nie jestem z Warszawy i nic mi nazwa lecznicy nie mówi. Pytali również, czy nie znam jakiegoś dobrego i zaufanego weterynarza. Niestety ja nie znam, ale osoba wizytująca zna i na pewno podpowie. Leczyli je do końca, nie uśpili na wstępie, przebywały też w szpitaliku. Jeśli ktoś sam pyta mnie co koty jedzą, czym są karmione to ja już nie muszę o to pytać, wystarczy, że odpowiem i doradzę.
Kto robił wizytę ? Osoba z forum. Ale nie powiem kto, niech się sama ujawni. Pewnie się będzie bała, bo jakby nie wypaliło to będzie skrytykowana od stóp do głów. Państwo nalegali żeby na wizyte przyjść bez zbędnej zwłoki. Ponieważ chcieli żeby koty trafiły do nich zaszczepione mają pokryć koszty tego zabiegu.
Fela i Maciuś to bardzo ryzykowna adopcja. Koty są wycofane, strachliwe, Maćkowi może zdarzyć się gdzieś nasikać i państwo o tym wiedzą. Mówiłam to ja przez telefon ( a moje rozmowy są długie, nie streszczam się) i osoba, która była na wizycie. Wizyta też nie trwała 5 minut. Sama jeszcze nie wiem, czy pojadą. Bardzo trudno mi się zdecydować, ale czy mam je pozbawić szansy na dom ? Na dodatek razem, bo państwo uznali, że jeśli mieszkają ze sobą od urodzenia i się lubią to niech nadal mieszkają razem.
To nie są koty z zadbanego DT, gdzie nie brakuje gwiazdki z nieba, gdzie mogłyby czekać na dom w nieskończoność. Nic na to nie poradzę, że domy, które do mnie dzwonią i są sensowne są tylko z Warszawy, a nie z Rzeszowa i okolic, gdzie sama mogłabym iść na wizytę, zawieźć, zobaczyć na własne oczy itp. i w razie czego wrócić z kotem gdyby mi się coś nie podobało. Gdybym tak podchodziła do sprawy to pewnie nadal wszystkie by gniły w tym mieszkaniu.
Jeśli chodzi o Macho :
Tak ! Pierwsza adopcja to była MOJA wtopa. Choć dom był sprawdzony. Niestety osoba, która robiła wizytę okazała się kompletnie niewiarygodna, choć bardzo miła (przez telefon) Osoba, której nie znałam i jej zaufałam, z adopcyjnej grupy Fb-kowej. Dostała tam też odpowiednie referencje, tak ona, jak i opiekunka kotów.
Jednak nikt nie mógł przewidzieć, że druga adopcja tez okaże się niewypałem. Kobieta była bardzo dobrym opiekunem i spełniała się w tej roli przez tydzień, po czym wyszła afera z mamusią. Nie przyszło do głowy nikomu, żeby przy okazji wizyty prosić o dokumenty posiadania mieszkania na własność do wglądu
Kolejna pani, poinformowana o wszystkim (zwrot z adopcji, podejrzenie białaczki zweryfikowane PCRem, itp.) zarzekała się, że kota nie odda, resztę warunków spełniała na 100% i też się posypało, przez jakąś idiotkę lekarkę.
Nikt nie jest nieomylny, na pewno popełniamy wiele błędów, ale bardzo się staram i nie zgadzam się na wydanie kota pierwszemu lepszemu domowi, który dzwoni. Dzięki WASZYM ogłoszeniom, za które jestem naprawde ogromnie wdzięczna
Czas pędzi nieubłaganie, a ja mam teraz trudny czasowo okres, więc odpowiem chętnie na wszystkie pytania, ale już nie dziś, a za wszystkie rady dziękuje, bo - jak napisałam - nie jestem wszystkowiedząca i popełniam błędy jak każdy człowiek, który coś robi.
cdn ...
Kosia jeszcze na antybiotyku przez 6 dni, ale jest dzielna i dupinka ładnie się goi. D
ziekujemy za troske